Wedan Kołod i Welicoruss – dwa muzyczne oblicza Syberii
Pod koniec lutego 2020 roku, zanim jeszcze zaraza w postaci koronawirusa na dobre rozpanoszyła się w Europie, dotarły do nas dwie muzyczne perełki z Rosji inspirowane Syberią.
Вeданъ Колодъ „Дикие игры”
Pierwsza z nich to płyta „Wild Games” formacji Wedan Kołod, która, choć obecnie działa głównie w Moskwie, to swe korzenie ma w dalekiej, syberyskiej krainie. Już od pierwszych dźwięków czaruje słuchacza szamańskimi rytmami. Gdy przy neofolkowo-nostalgicznym brzmieniu gitary i drumli zamkniemy oczy i damy się ponieść transowej, męskiej melorecytacji wzmocnionej onomatopeicznymi kobiecymi zaśpiewami, przeniesiemy się nad Bajkał i dalej. „Raz, dwa, tri, czetirie” – ta melorecytacja może kojarzyć się ze słynnym swego czasu Anatolijem Kaszpirowskim – ale bez obaw, my zobaczymy (oczami dusz naszych he, he) syberyjską, osnutą mgłą i przyprószoną śniegiem Tajgę. A to dopiero początek płyty. Za chwilę zza drzew wybiegnie lis (utwór „Fox”) i spowoduje, że zaczniemy tęsknić za czymś nieokreślonym i nieskrywanie pięknym. Następnie muzyczno-szamański trans („The second game” i „Utochka”) najpierw tylko instrumentalnie, a potem wokalnie jeszcze mocniej wprowadzi nas w tę, już dalekowschodnią, mistykę. Tak właśnie na „Wild Games” pięknie krzyżuje się muzyka rodem z Azji z dalekorosyjską, zauralską duszą! Nie zabraknie pełnego szacunku dla rosyjskich bylin, ukłonu w stronę medieval folku i russkich bylin (opowiadanych za pomocą instrumentów, w tym liry korbowej i fujarek – utwór „Serbianoczka”). „The Third Game” wyciszy, wprowadzi w transową hibernację i będzie to spokojny, muzyczny lot nad Syberią, lot duszy wolnej od trosk. Swoją drogą z jednej strony to ciekawe, ale z drugiej dość oczywiste, że ta szamańska dusza łączy się przestrzennie i mentalnie z nutą południowoamerykańskich Indian. A żeby nie było tak sielankowo, następny jest „Beat and Run”, gdzie drumla, fleciki zabrzmią jak zwoływanie na polowanie lub bitwę, by przejść w neofolkowe zaśpiewy tworzące błękitną przestrzeń nad głowami. „Thoughts” to muzycznie głęboka Azja, jednak wokalnie piękna, rzewna, rosyjska pieśń (neo)ludowa. Na koniec dostaniemy jeszcze trzy utwory: „Kaledę” w klimacie bliższym znanym z białoruskich i ukraińskich bagien Polesia, podbarwioną rytmem poruszających się po stepie koni (wpływy m.in. tuwińskie), „Snowstorm” pełny neofolkowego wiatru wznoszącego tumany dźwiękowych śnieżynek i „The Last Game” spinające nastrojową klamrą cały album i stawiające kropkę nad i albumowi „Дикие игры”.
Welicoruss „Siberian Heathen Horde”
Welicoruss to symphonic-pagan-black metalowa ekipa, która z Nowosybirska przeniosła się swego czasu do czeskiej Pragi, ale jak mawia stare ludowe przysłowie „Ciągnie wilka do lasu”. Już na początku („Spellcaster”) otrzymujemy solidną dawkę patetycznych dźwięków, gdzie brzmienie gitar i perkusji tworzy potężną ścianę dźwięku. Jest ona jednak poprzetykana nastrojowymi, melodyjnymi przerywnikami, a wykrzyczane męskie wokale dobrze współgrają z chóralnymi, kobiecymi zaśpiewami. Welicoruss daleki jest od typowego, surowego bleczura – to jest bardzo progresywna nuta, z dopracowanymi solówkami, częstą zmianą rytmów i nastrojów. Potęga symfonicznych brzmień jest jak tuman śniegu nad Tajgą – morderczy, ale ożywczy, a proporcje między gniewem a nostalgią wręcz idealne (tytułowy „Siberian Heathen Horde”). I, żeby nie było nudno, kolejny „Path of Seduction” to brzmieniowo epickie klimaty bliższe kapelom skandynawskim, niczym dawna saga przełożona na język dzisiejszego metalu. Co ciekawe, wybrzmiewa w nich nutka post-metalowo-grunge-core’owego zawodzenia wokalnego, ale w tym przypadku ma to sens. „Frostbounded” to quasi-operowe tworzenie klimatu przełamane bleczurem rodem z klasyków gatunku i dorzucenie szczypty płaczliwego post-rocka. „Metaphysical” (feat. Rob Carson) to muzyczny rozpędzony czołg i moment, gdy brzmienia instrumentów zlewają się jeden, trwały monolit niczym lita granitowa skała. Po nim następuje psychodeliczny zwrot – „Three of Nations”, swoista próba dotarcia do archaicznego brzmienia przez symfoniczno-blackową nostalgię z wokalnym klimatem dawnych, wędrownych pieśniarzy. „Crossroad of Life” to instrumentalna muzyka filmowa wprowadzająca w „Przepowiednię”, którą dla odmiany zakończy wybitnie nostalgiczny „Hymn utraconych dusz”.
Ten album to w mej opinii zdecydowanie najlepszy i najbardziej dopracowany krążek Welicoruss’ów, gdzie dawne, blackowe brzmienie stanowiło muzyczną bazę do wyjścia ponad schematy – a jednocześnie bez (zbyt) progresywnego przekombinowania. Tu jest moc, jest melodia, jest agresja, jest patos typowy dla tej odmiany metalu, jest smutek, jest i szacunek dla tego, co dawne.
Jasną sprawą jest, że Wedan Kołod i Welicoruss to dwa bieguny syberyjskiego grania. Ten sticte folkowo-archaiczny i ten metalowo-patetyczny. Oba jednak łączy Syberia. Dlatego oba albumy znalazły się w tym zestawieniu.
Autor: Witt Wilczyński
Korekta: Adrianna Aminae Janusz
W ramach iSAP – Słowiańska Agencja Prasowa
CC- BY- SA 3.0