Ładowanie

Od poczęcia do wywodu, czyli jak przychodzi na świat Słowianin – cz. VI Wywód i okazanie

Słowiańska alternatywa dla chrzcin

Od poczęcia do wywodu, czyli jak przychodzi na świat Słowianin – cz. VI Wywód i okazanie

Ostatnimi obrzędami i zabiegami magicznymi związanymi z ciążą, porodem i połogiem były wywód i okazanie. Uroczyście obchodzone dla matki i dziecka przyjęciem do wspólnoty.

Poprzez te obrzędy przywracano im ponownie status pełnoprawnych istot ludzkich. Odtąd mogli w pełni uczestniczyć tak w życiu codziennym jak i sakralnym społeczności.

Trzykrotnie ze świecą okrąży miejsce święte

Po długim prawie rocznym okresie swoistej społecznej alienacji związanej z ciążą i porodem nadchodził wreszcie moment, kiedy kobieta wracała do społeczności, przyjmując ponownie na siebie wszystkie obowiązki i przywileje. Można by rzec, że po długiej podróży w zaświaty powracała do żywych. Nic więc dziwnego, że dzień wywodu był dniem wielkiej radości i święta.  Specjalnie na tę okazję kobiety kupowały sobie chusty. Musiały być one tkane maszynowo z frędzlami, takie bowiem uchodziły za synonim luksusu. Był to odpowiednik współczesnego odświętnego stroju. 

Pięknie ubrana młoda matka ruszała do świątyni, by uzyskać tam specjalne błogosławieństwo, zostać oczyszczoną i powrócić do domu jako pełnoprawny członek społeczności. Jednak  nie mogła od razu tak po prostu wejść do świętego miejsca. Czekała przy bocznym wejściu, aż kapłan wyjdzie po nią i wprowadzi w progi. W drzwiach otrzymywała ogień, najczęściej w postaci świecy i była oczyszczana kadzidłem. Potem ze świecą w ręku trzykrotnie okrążała ołtarz i tak przygotowana mogła zostać uznana za oczyszczoną. Często też po wyjściu ze świątyni otrzymywała od bliskiej kobiety grudkę ziemi, którą niosła ze sobą całą drogę powrotną. Symbolizowało to ponowną pełną płodność kobiety i miało pozwolić jej rodzić kolejne dzieci. Po wywodzie kobieta odwiedzała sąsiadów na znak, że skończył się dla niej czas połogowy. 

Matka z dzieckiem. Domena publiczna.

Matka oczywiście nie pozostawiała w zaświatach swojego dziecka. Równocześnie z wywodem odbywało się okazanie w tradycji ludowej powiązane z chrztem. Matka wręcz nie mogła opuścić domu, jeśli dziecko było nieochrzczone. W praktyce oznaczało to, że i wywód i okazanie odbywały się jednego dnia, a towarzyszyła im huczna biesiada, której ślady do dziś znajdujemy w uroczystych przyjęciach chrzcielnych. W przypadku wysokiej śmiertelności dzieci lub słabego zdrowia noworodka chrzest odbywał się w kilka dni po porodzie. Jednak biesiada zwana „chrzcinami” odbywała się zazwyczaj po swoistym okresie sześciotygodniowej kwarantanny, nawet jeśli sam obrzęd odbył się wcześniej. Z czasem obrzęd chrztu rozdzielono na dwa wydarzenia. Chrzest z wody w kilka dni po porodzie i namaszczenie olejami świętymi po sześciu tygodniach. Wynikało to z ludowej potrzeby sakralizacji momentu okazania. 

Kumowie

Obrzęd chrzcin łączył w sobie wiele elementów dużo starszych tradycji, których zbiór możemy określić jako okazanie. Po pierwsze dziecko przy tej okazji zyskiwało imię, stawało się więc pełnoprawnym członkiem ludzkiej wspólnoty. Ponadto zyskiwało dodatkowych opiekunów zwanych kumami, ptakami czy trzymaczami (jako że trzymali dziecko do chrztu). Przyjęło się, by kumami nie czynić osób blisko spokrewnionych. Mieli oni być dla dziecka swoistymi drugimi rodzicami i jako tacy powinni być w stanie wypełniać wszelkie „rodzicielskie obowiązki”. Kontrowersyjne w dzisiejszym rozumieniu są na przykład ludowe powiedzenia „jak kum kumy nie rusy to po śmierci musi”, które sugerują wręcz obowiązek aktu seksualnego między chrzestnymi. Jednak z magicznego punktu widzenia ma to przełożenie na ewentualne dobre rodzicielstwo kumów, które powinni zapewnić dziecku, jeśli zabraknie pierwszych rodziców. 

Dziecko z piastunką, 1898, domena publiczna.

Bardzo złą wróżbą było dla dziecka, jeśli podawał je do chrztu wdowiec lub rozwodnik. Absolutnie nie mogła zostać chrzestną kobieta ciężarna, ponieważ mogło to przynieść nieszczęście jednemu z maluchów. Panna podająca dziecko do chrztu starała się, aby jej pierwszym chrześniakiem był chłopiec, zaś kawaler jako pierwszą lepiej by trzymał dziewczynkę. Taki układ wróżył im szybkie zamążpójście i własne liczne i zdrowe potomstwo.

Przybysz z zaświatów

Dziecko w tym szczególnym dniu starano się owinąć jedynie płachtą materiału, niczego nie wiążąc i nie supłając, by nie zasupłać mu przyrodzonych zdolności ani rozumu. Ponadto wróżono z jego zachowania. Jeśli tego dnia było głośne, płaczliwe i ruchliwe, wróżono mu długie życie, ciekawość świata i mnóstwo sił witalnych. Jeśli było ciche lub stale śpiące miało to zwiastować chorowitość i słabego ducha. Najgorszy omen stanowiła gasnąca świeca trzymana przez chrzestnych w czasie chrztu. Był to niechybny symbol rychłej śmierci małego człowieka.

Dziecko w kołysce. Domena publiczna.

Cała gama magicznych zabiegów recepcyjnych odbywała się w domu. Matka chrzestna rozwijała dziecko z powijaków i nagie kładła na progu lub pod stołem skąd podejmował je ojciec. Miało to wydźwięk przyjęcia obcego. Ktoś przybył, a głowa rodziny uznaje go i przyjmuje do rodu. Oczywiście w sensie fizycznym taki zabieg nie ma wiele sensu, przecież wiadomo, że dziecko urodziła żona mężczyzny. Natomiast ma to głęboki sens magiczny. Oto przybyła nieznana dusza i wprost z zaświatu (wszak dziecko przez pierwsze sześć tygodni życia nie było jeszcze rezydentem tego świata) i prosi o możliwość zamieszkania w rodzie. Jedyną osobą władną takiej zgody udzielić był właśnie ojciec. A robił to w sposób uroczysty i rytualny. Podnosił nagie dziecko z podłogi i kładł obok, lub na napoczętym chlebie na stole. Miało to w przyszłości zapewnić dziecku dostatek. Dodatkowo chleb jako łącznik między Ziemią a Niebiosami sankcjonował  decyzję ojca. Następnie ojciec podejmował ponownie dziecko, kołysał w ramionach, całował i unosząc, wypowiadał jego imię oraz ogłaszał światu, że jest to jego syn lub córka. Następnie przekazywał dziecko do pokołysania i ucałowania wszystkim biesiadnikom. W ten sposób zgromadzeni dawali znać dziecku, że jest mile widziane we wspólnocie i dodatkowo dawali poparcie decyzji ojca.

Następnym elementem witania dziecka na tym świecie było opowiedzenie mu, jak będzie wyglądało jego życie. Jeśli witana była dziewczynka, matka chrzestna brała ją na ręce i obnosiła po izbie, dotykając rączką dziecka sprzętów domowych, krosna, kądzieli,  przyborów do szycia. Szła z dzieckiem w pobliże płyty kuchennej i spiżarni. Jeśli witany był chłopiec, ojciec chrzestny niósł go w obejście do narzędzi gospodarskich dostępnych tylko dla mężczyzn. Czasami kładł dziecko na końskim grzbiecie. Wszystkie te zabiegi miały magicznie przygotować małych ludzi do przyszłych ról, jakie będą pełnić w życiu.

Dary by zostali na tym świecie

Oczywiście w tak szczególnym dniu zarówno matka jak i dziecko byli obdarowywani. Matce dawano przedmioty zbytkowe takie jak czepce, chusty czy zapaski. Z rzadka w bardzo bogatych domach otrzymywała ona biżuterię. Dziecko dostawało drobiazgi o symbolice sakralnej lub pamiątkowej. Dary takie nazywano wiązaniem, wiązarkiem, lub pogłóweczkiem. Jak sama nazwa wskazuje, miały one upamiętniać ostateczne przywiązanie dziecka do tego świata. Dziecko dostawało więc medaliki, monety, ręcznie szyte przez chrzestną matkę koszulki, oraz inne symbole religijne. W bogatych rodzinach dziecku dawano srebrne przedmioty, takie jak łyżeczki czy smoczki. Ponadto wszyscy biesiadnicy wkładali monety pod materacyk łóżka. W czasach stanisławowskich bito nawet specjalne srebrne monety, które upamiętniały moment chrztu i były chętnie wykorzystywane w roli prezentu. Dary miały magicznie zapewnić dziecku dobrobyt i zdrowie w przyszłości. Co więcej, wierzono, że dziękowanie za dary może sprowadzić chorobę lub nieszczęście, dlatego, aby uniknąć tej formy grzeczności, goście nie przekazywali prezentów bezpośrednio, a zostawiali je w  określonych miejscach w chacie.

Specjalnym obowiązkiem matki chrzestnej było upieczenie tzw. kukiełki. Było to ciasto drożdżowe w humanoidalnym kształcie. Pieczono je na chrzciny i roczek. W obu przypadkach kładziono koło niego dziecko, by sprawdzić, czy zdrowo rośnie. Ciasto z kukiełki musiało zostać zjedzone do ostatniego okruszka.

„Chrzciny grane, będzie dziecko płakane”

Specyficzne były też zasady biesiady związanej z wywodem i okazaniem. Zazwyczaj była ona skromna, na stoły stawiano głównie ciasta i chleby. Konieczne jednak było wypicie zdrowia matki i dziecka, zatem nieodzownym elementem był  alkohol. Jednak absolutnie nie tańczono i nie grano na chrzcinach. Mawiano: „chrzciny grane będzie dziecko płakane”. Z tego wynika, że nadmierna radość biesiadników mogła się przyczynić do odebrania sił witalnych, a nawet życia dziecku. 

Okazanie i wywód to ostatnie obrzędy magiczne związane z narodzinami dziecka. Jednak po ich zakończeniu życie ludzkie na słowiańszczyźnie nie traciło na swej magiczności. Magia w życiu Słowian obecna była nawet w zdawałoby się, zwykłych i prozaicznych czynnościach jak siew czy pieczenie chleba. Jednak temat wszechobecnej magii w życiu Słowian jest tematem na odrębną rozprawę.

Autorka artykułu: Agnieszka Podemska
Korekta: Adrianna Patela
W ramach iSAP – Słowiańska Agencja Prasowa

Bibliografia

1) Komentarze do Polskiego Atlasu Etnograficznego  Tom 9/II Zwyczaje, obrzędy i wierzenia urodzinowe,  Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, Wrocław- Cieszyn 2013
2) J.G. Frazer, Złota gałąź. Studia z magii i religii, Kraków 2017
3) Kowalik, Kosmologia dawnych Słowian, Kraków 2004
4) Eliade, Historia wierzeń i idei religijnych, Warszawa 1988
5) Zadrożyńska, Powtarzać czas początku, Część II, O polskiej tradycji obrzędów ludzkiego życia, 1988 
6) Figiel, Status kobiety w polskiej kulturze ludowej, Zeszyty wiejskie, zeszyt XXIV, 2018 
7) Szymanderska H., Śluby polskie: tradycje, zwyczaje, przepisy, Warszawa 2008 
8) Nowak A., Folklor i zwyczaje w Polsce, Katowice 2010
9) Ogrodowska B., Polskie tradycje i obyczaje rodzinne, Warszawa 2008