Dwa Żywioły – Wywiad z Lidią i Pawłem Ulatowskimi z zespołu Żniwa
W rozmowie z zespołem muzycznym “Dwa Żywioły”, Paweł i Lidia opowiadają o swojej twórczości i płytach, które są dla nich zapisem muzycznej drogi. Na drodze tej spotkali utwory związane z tradycjami różnych regionów świata. W wywiadzie opowiadają nam o procesie nagrywania, wyborze utworów oraz symbolice, która kryje się za ich nazwą i muzyką.
Vilcinescu: „Dwa Żywioły” to Wasz debiutancki album, poprzedzony wydaniem EP-ki. Znalazły się na niej dźwięki folkowe od Skandynawii przez krainy celtyckie aż po Bałkany. Jaki był klucz doboru utworów?
Paweł: „Dwa Żywioły” w zasadzie traktujemy jako nasz drugi album. Praktycznie w dwa dni nagraliśmy tę płytę „na setkę”. Pierwszą EP-kę nagraliśmy dwa lata temu i pełniła ona przez jakiś czas funkcję naszej jedynej płyty. W dodatku nie zawiera ona tylko tych pięciu kawałków, które są na fizycznej płycie, ponieważ na streamingach pojawił się jeszcze szósty utwór, nagrany w tej samej sesji. Była to „Wilcza zamieć”, do której nie mamy praw autorskich, stąd uznaliśmy, że nie będziemy jej umieszczać na płycie, którą chcieliśmy rozprowadzać na koncertach. Na streamingu wszelkie korzyści płyną do autora, a piosenka jest w naszej aranżacji i dostępna do posłuchania. Wracając do pytania — jest bardzo dużo znaczeń dwóch żywiołów. Samo to, że dwa jako drugi album… Zresztą można interpretować, jak się chce.
Lidia: Klucz doboru utworów na naszej drugiej płycie jest dwojaki, a nawet można powiedzieć, że trojaki. Po pierwsze, dla zapewne każdego artysty, to zapis pewnej muzycznej drogi, a dla artysty folkowego jest to związane z graniem cudzych utworów, utworów historycznych i z poznawaniem tej muzycznej kultury. W każdym razie dla nas jest to zapis różnych utworów, które od pewnego czasu z nami były: tradycyjnych i nietradycyjnych, ale przez nas granych. Po drugie, to zapis utworów, które powstały specjalnie na tę płytę, głównie autorskich, ale też naszych aranżacji utworów tradycyjnych. A po trzecie, są to utwory w jakiś sposób związane z tytułowymi Dwoma Żywiołami, czyli wodą i ogniem. I te utwory zaliczają się do obydwu poprzednich grup, bo powstawały z myślą o tej płycie albo graliśmy je już od dawna, ale dotarło do nas, że rzeczywiście one wpisują się bardzo dobrze w konwencję nowego albumu. „Dwa Żywioły” wzięły się stąd, że mocno, bardzo mocno inspirowaliśmy się, tworząc ten album świętem Nocy Kupały, które jest celebracją tych dwóch żywiołów. „Kupalnocka” ze wszystkich utworów na tej płycie najbardziej nawiązuje do ognia i wody. Poza tym jest to też taki symbol nas, nasze duo jest takimi przeciwstawnymi, uzupełniającymi się żywiołami; i właśnie ta dwojakość przejawia się w różny sposób, m.in. przez dwie metody nagrywania – to są już takie drobne smaczki, ale dla nas było to ważne.
V: Wasza muza kojarzy mi się z klimatami medieval-folkowej nuty sowizdrzalskiej, w dobrym tego słowa znaczeniu, a jednocześnie przynosi wspomnienia z czasów, kiedy folk u nas zaczynały grać takie dzisiejsze legendy jak Orkiestra św. Mikołaja, Dikanda czy później Jar. Opowiedzcie coś więcej o Waszych interpretacjach nuty folkowej.
L.: Inspirujemy się muzyką tak naprawdę z całej Europy, a nieraz i spoza Europy. Zasadniczo nie jest to dla nas tak bardzo ważne, skąd pochodzi dany utwór. Nie narzucamy sobie ram, że stąd dotąd możemy grać, a już dalej to niekoniecznie. Mimo że bardzo często zdarza nam się grać muzykę historyczną albo bardzo tradycyjną, nie wykonujemy jej w bardzo tradycyjny sposób czy stricte historyczny. Trudno powiedzieć, czy nasze interpretacje mają dużo ze sobą wspólnego; one wszystkie są przepuszczone przez taki nasz „żniwowy” filtr. Jest tam bardzo duży miszmasz wykonawstwa historycznego z tradycyjnym, a nawet takim z muzyki rozrywkowej, którą oboje graliśmy przez dużą część życia. Często mieszamy ze sobą rzeczy, które bierzemy z różnych regionów świata; na przykład wykonawstwo charakterystyczne dla muzyki irlandzkiej wykorzystujemy w kawałkach bałkańskich. Nadrzędnym celem jest dla nas efekt artystyczny, a nie trzymanie się pewnej tradycji. Tradycja jest oczywiście świetna i ważna, poznawanie jej pod kątem muzykologicznym i historycznym jest niezmiernie ciekawe, ale mimo wszystko, w Żniwach idziemy w naszą koncepcję, może niekoniecznie słuszną, ale taką, jaka nam się podoba. Lubimy słyszeć mieszanki utworów z różnych krańców świata, które nie miały szansy być grane razem, ale nam współbrzmią w głowie.
P.: Bywa też, że nawet nieświadomie zaszczepiamy jakieś inspiracje czy to właśnie z Orkiestry św. Mikołaja, czy innych zespołów, których słuchaliśmy i bardzo możliwe, że podczas tworzenia one nam się wkradają…
L.: …i nie są to wyłącznie inspiracje z muzyki folkowej, ale i z klasycznej, rozrywkowej. Ze wszystkiego, co tak naprawdę w życiu słyszeliśmy i nawet nieświadomie potem wykorzystujemy w naszym własnym tworzeniu.
V.: Na płycie sięgnęliście po klimaty wołosko-rumuńskie, nie ukrywam, bardzo bliskie memu sercu i uchu. Czy mieliście kontakt ze znakomitą serią wydawniczą „Rumuńskich Eufonii” i zespołem Trei Parale, który tam kultywuje te tradycje – w Polsce grali na lubelskich „Mikołajkach Folkowych” – czy to się u Was wzięło z innych źródeł?
L.: Mieliśmy kontakt z tą serią, nie znamy jej jakoś wybitnie dobrze, ale bardzo doceniamy. U nas te inspiracje wołosko-rumuńskie i cygańskie wzięły się z troszeczkę innych źródeł. Ja zainspirowałam się taką nutą na podstawie muzyki klasycznej, były to np. czardasze Vittorio Montiego i różne improwizacje skrzypcowe Pablo de Sarasate, które bardzo mi się podobały. Wiedziałam, że ta muzyka ma swoje źródło w czymś wcześniejszym, bardziej dzikim i pierwotnym – i na podstawie tych utworów klasycznych inspirowanych folkiem dotarłam do folku samego w sobie.
Kawałek „Rumunia”, który pojawił się na naszej płycie, w pewnym momencie pojawił się w filmie z Robertem Downey’em juniorem o Sherlocku Holmsie. Okazało się, że to jest ten sam kawałek, który już dawno temu moja siostra Basia przywiozła ze świata i graliśmy to z zespołem Mitlos.
P.: Ja sporo kawałków rumuńskich, bałkańskich i cygańskich poznałem za pośrednictwem moich sióstr, z którymi miałem okazję wcześniej muzykować m.in. w zespołach Semenca i Mitlos, gdy byłem znacznie młodszy. Utwór „Rumunia”, który znalazł się na naszej płycie, pojawił się też w filmie z Robertem Downey’em juniorem o Sherlocku Holmesie. Okazało się, że jest to sama melodia, którą już dawno temu moja siostra Basia przywiozła ze świata i graliśmy to z zespołem Mitlos.
V.: Nie zabrakło u Was klasyków, czyli „Scarborough Fair” i „Herr Mannelig” – te utwory grało wiele zespołów w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Czy sięgając po te kawałki, nie obawialiście się jak będą one odebrane przez fanów folkowego brzmienia – czy raczej są to jedne z Waszych ulubionych klimatów, które po prostu serducho podyktowało, że trza zagrać?
L.: Bardzo rzadko podchodzimy do repertuaru w taki sposób, że coś jest oczekiwane, że będziemy grali lub że nie będziemy grali; staramy się tym nie przejmować. Z tymi dwoma klasykami było tak, że gdy je poznaliśmy, bardzo nam się spodobały. Mieliśmy też pomysł na „Herr Maneliga” na swoje tłumaczenie i dodanie trochę od siebie do tej historii. Wydaje mi się, że folk w dużej mierze na tym polega, że nie jest to tak, że wszystko wykonuje się tak samo jak w muzyce klasycznej albo że jest jedyne słuszne wykonanie i zapamiętane jak w muzyce rozrywkowej – a potem to już tylko covery. W folku każdy muzyk grający tradycyjne utwory dokłada do nich od siebie cegiełkę, czy to wykonaniem, czy to aranżacją. Tworzy coś lepszego lub gorszego – ale wyjątkowego i w ten sposób tradycja wykonawcza rozwija dany utwór. Dzięki temu ten utwór może jednocześnie przetrwać, a zarazem brzmieć zupełnie inaczej niż dziesiątki czy setki lat temu. Jest natomiast jedna rzecz związana z oczekiwaniami wobec granych przez nas utworów, jest to rzecz pozytywna i są to tańce. Dla mnie jest to wielka radość, że ludzie na różnych imprezach, zwłaszcza rekonstrukcyjnych, pewnych utworów się domagają. Pytają, czy umiemy zagrać utwór taki a taki, bo znają do niego układ taneczny. Wtedy rzeczywiście, na zamówienie, tych utworów się uczymy i to ma szanse żyć i być rozwijane. Bardzo nas fascynuje tworzenie czegoś nowego na bazie utworów tradycyjnych, nie zawsze czegoś oczywistego. Dużą inspiracją jest dla nas zespół
Omnia, który tworzy własne rzeczy na kanwie tych tradycyjnych i zespół Wardruna, który wykorzystując tradycyjne instrumentarium i sposoby wykonawcze, tworzy zupełnie własny repertuar i zachowując dawny klimat, tworzy tradycję na nowo. I do czegoś takiego staramy się dążyć.
P.: Dodam, że „Herr Mannelig” pojawił się na naszych dwóch płytach w różnych aranżacjach, przy czym wersja druga, zawarta na „Dwóch Żywiołach” powstała w wyniku tego, że po zagraniu koncertu rok czy dwa lata temu i wrzuceniu na Yotube jedna ze słuchaczek zapytała, czy nie nagralibyśmy drugiej części. I w ten sposób powstała inna aranżacja, oparta na tej samej linii melodycznej z kontynuacją historii, która była przetłumaczona przez nas w pierwszej części i nazywa się „Zemsta wiedźmy”.
V.: Żniwa to ważny czas w kulturze nie tylko agrarnej i nie tylko u Słowian. Skąd pomysł na taką właśnie nazwę? I ciągnąc dalej – czemu tylko „Dwa Żywioły” w tytule?
L.: Kiedy powstawała, nazwa Żniwa spodobała nam się przede wszystkim dlatego, że
jest to nazwa polska, krótka, brzmi bardzo słowiańsko i moim zdaniem ładnie. Kojarzy się dwojako: ze zbieraniem plonów, z życiem (wszak zawarte w nich są zbiory żywności na cały rok) – ale też z ponurym żniwiarzem. W kulturze naszej i ogólniej rzecz biorąc, w europejskiej, kosa kojarzy się ze śmiercią. I ten dualizm jest dla nas dosyć istotnym aspektem świata i przejawia się w naszej twórczości. Ona jest czasami radosna, a czasami wręcz przeciwnie. Dalsze skojarzenia ze żniwami to zebranie tego, co się zasiało, czyli praca i różne czynności, niekoniecznie związane z pracą, ale które potem przynoszą plon w życiu – najczęściej pozytywny, mamy taką nadzieję, lub też negatywny. Wyznajemy taką ideologię, że zbiera się to, co się zasiało, zatem staramy się zasiewać same dobre rzeczy, żeby potem móc zbierać również same dobre rzeczy.
V.: Zagraliście już co najmniej kilka koncertów promujących „Dwa Żywioły”, były też transmisje na Youtube. Jak Wam się grało, jakie były reakcje publiczności?
L.: Graliśmy już dużo repertuaru z „Dwóch Żywiołów”, niektóre kawałki od samego początku, np. „Trawę” z motywami irlandzkimi, który to kawałek graliśmy na żywo, zanim powstała pierwsza płyta. I pomimo tego, że oficjalny koncert promujący album odbył się dopiero 12 listopada 2022, to rzeczywiście sporo pograliśmy wcześniej. Wydaje mi się, że reakcje publiczności są bardzo pozytywne; jestem zwłaszcza miło zaskoczona, jak ludzie reagują na nasze autorskie utwory: „Rzepióra”, „Kupalnockę”, „Topielicę”. Nie ukrywam, że jest dla mnie ogromnym komplementem, jak ludzie chwalą to, co stworzyliśmy sami, coś, co nie jest tylko interpretacją rzeczy tradycyjnych. Wydaje mi się, że te utwory trafiają w gusta różnych osób, że jest trochę kawałków do tańczenia, trochę historii do posłuchania, trochę klimatów związanych ze Słowiańszczyzną. Odnoszę wrażenie, że reakcje były w większości pozytywne, szczególnie kiedy graliśmy te utwory na żywo. Płyta może się podobać lub nie, ale żywy kontakt z publicznością i koncerty są dla nas bardzo ważne.
P.: Koncert z 12 listopada 2022 był trzecią częścią z serii koncertów „Na Trakcie Żniw”, którą stworzyliśmy już dwa lata temu. W pierwszej zagraliśmy z Dziwoludami tylko online, bo wtedy był taki czas, że tylko w ten sposób można było zagrać live. Rok później zrobiliśmy coś podobnego i zaprosiliśmy zespoły Łysa Góra i Huskarl. Wtedy też pomieszaliśmy się trochę, my zagraliśmy kawałek Łysej Góry, oni nasz i tak dalej. Uznaliśmy, że w 2022 roku zrobimy trzecią edycję tego grania, tylko że już w pełni na żywo z udziałem publiczności, ale że nadal koncert będzie streamowany. Zaprosiliśmy do udziału Żywiołaka i Kosy. Każdy zespół zagrał swój repertuar, a my mieliśmy okazję dłużej współpracować z Robertem Jaworskim i stworzyć mały klip „Kaer Mohren”. Później zagraliśmy jeszcze kilka koncertów z Żywiołakiem, gdzie miałem okazję zastępować bębniarza. Lidia też zaśpiewała kilka kawałków. Zwieńczeniem koncertu było wspólne zaśpiewanie i zagranie naszej „Kupalnocki”. Sukcesywnie wrzucamy to na nasz kanał na Youtube.
V.: Kontynuując temat koncertów – czy macie już plany na kolejne grania?
L.: Jak najbardziej! Tych kolejnych grań już kilka było, również w Czechach, gdzie na początku grudnia 2022 występowaliśmy z Żywiołakiem i miejscowym Deloraine. Mam nadzieję, że niebawem zagramy kolejne koncerty.
P.: Mamy już też plany na marzec, kwiecień i maj 2023; w zasadzie już na cały 2023 rok. Terminy będą się zagęszczać, więc zapraszamy do śledzenia naszej strony: www.zniwa.com, tam znajdują się najbardziej aktualne informacje, gdzie będziemy się pojawiać.
V.: A czy powstają już nowe kawałki, czy na razie skupiacie się na ograniu „Dwóch Żywiołów”?
P.: Kawałki na trzecią płytę powstawały jeszcze przed nagraniem przez nas „Dwóch Żywiołów”. Cały czas tworzymy i zapisujemy sobie jakieś pomysły, coś, co wpadło do głowy – nawet na telefonie i inspiracje zbieramy zewsząd. Mamy już fragmenty utworów na kolejny krążek, o którym już bardzo mocno myślimy.
V.: Zapytam jeszcze o Wasze instrumentarium, czy macie jakieś ulubione instrumenty, które wyjątkowo Wam pasują?
L.: Wykorzystujemy instrumenty tylko takie, które wyjątkowo nam pasują (śmiech). Każdy z instrumentów, na których gram, nawet jeśli robię to sporadycznie, ma wyjątkowe miejsce w moim sercu. Ostatnio jestem bardzo zafascynowana harfą celtycką, na której uczę się grać. Jest to bardzo duże wyzwanie i coś, na czym niezwykle mi zależy. Gra na tej harfie jest dla mnie ogromną inspiracją podczas komponowania. Poza tym oczywiście skrzypce, to jeden z moich pierwszych instrumentów, na którym długo uczyłam się grać w szkole muzycznej, więc też mają u mnie specjalne miejsce. Różne flety, lubię z nimi eksperymentować, to są niezwykle wdzięczne instrumenty do improwizowania i różnych szaleństw. Tak naprawdę całe nasze instrumentarium jest cenne i potrzebne, wiele z nich odkrywa się podczas różnych projektów, nawet z innymi zespołami. Dla mnie takim ogromnym odkryciem były różnego rodzaju przeszkadzajki perkusyjne, na których nie miałam okazji wcześniej grać, a jak mieliśmy koncerty z Żywiołakiem, to Robert zaproponował mi zagranie na nich. Było to dla mnie odkrycie, ile te drobne instrumenty, które pojedynczo nie mają jakiegoś zachwycającego brzmienia, potrafią niesamowicie ubogacić brzmienie całego zespołu. Najnowszym naszym odkryciem jest tagelharpa, na której gra Paweł — to jest taki rodzaj skandynawskiej liry smyczkowej. My mamy ten instrument w wersji basowej i czuję, że jak się u nas pojawia, to bardzo ubogaca brzmienie i sprawia, że staje się surowsze i specyficzne. Jest to coś naprawdę niesamowitego! To jest instrument, z którym chciałabym więcej podziałać w zespole.
P.: Jak coś nam się spodoba i wyjątkowo trafi do naszego serca, to zawsze znajdziemy sposób, żeby się na tym nauczyć grać i później włączyć to do naszego instrumentarium. Harfa jest dość trudna w obsłudze podczas koncertów, bo wymaga warunków nagłośnieniowych i zajmuje sporo miejsca, ale zawsze staramy się włączać do naszego brzmienia to, co nam się naprawdę podoba.
V.: Na koniec proszę o kilka słów specjalnie od Ciebie dla Czytelników portalu Słowiańskiej Agencji Prasowej i Słuchaczy pasma „Radiowid”.
L.: Najdrożsi Czytelnicy portalu iSAP i Słuchacze pasma Radiowid, jest nam ogromnie miło, że przeczytaliście ten wywiad, a wcześniej wysłuchaliście go w Radio Praga. Mam nadzieję, że albo Was to zainspiruje do poznania Żniw, a może już je znacie. Pozdrawiamy Was wszystkich bardzo, bardzo serdecznie i mamy nadzieję, że będzie okazja spotkać się i usłyszeć podczas koncertów!
Autor wywiadu: Witt Vilcinescu Wilczyński
Wywiad został wyemitowany w paśmie Radiowid w Radio Praga 30 listopada 2022, w audycji „Cztery oblicza muzyki słowiańskiej: Malvva, Alboco, Ols i Żniwa”. https://www.mixcloud.com/RadioWid/2022-11-30-cztery-oblicza-muzyki-s%C5%82owia%C5%84skiej-malvva-alboco-ols-i-%C5%BCniwa/