„Ludowe czarownictwo” – recenzja książki D. Agiles
W okolicach marca/kwietnia Wydawnictwo Illuminatio / Kobiece zaproponowało nam współpracę (m.in. patronat) nad nową książką Dobromiły Agiles [pseudonim literacki], pt.: „Ludowe czarownictwo. Magiczne tradycje, praktyki i wierzenia z polskiego folkloru”. ,
Tytuł: Ludowe czarownictwo. Magiczne tradycje, praktyki
i wierzenia z polskiego folkloru
Autorka: Dobromila Agiles
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: Illuminatio
Premiera: 2025-05-21
Odmówiliśmy z przyczyn logistycznych, będąc w ferworze organizacji konwentu kultury rodzimej SLAVNI, a później współpracy nad festiwalem Reakcja Słowiańska. Nie sposób było nam w spokoju zapoznać się z tą lekturą, aby móc udzielić patronatu z czystym sercem. Tym bardziej że autorka dotychczas publikowała według mnie treści niewystarczające, a nawet kontrowersyjne. W porozumieniu z wydawcą mieliśmy możliwość przygotować recenzję. Jak zatem wypadła autorka tym razem i czy warto sięgnąć po Ludowe czarownictwo?

Kilka słów o obiektywności
„Pani Dobromiła Agiles – autorka bestsellerów Słowiańska wiedźma i Magia naturalna sięga do źródeł, czyli do autentycznej magii splecionej z wiejskimi społecznościami” – taki fragment opisu bio widnieje na okładce książki. Natalia Turska, prowadząca projekt Paranormalia, przygotowała blurb, w którym informuje, że: „Dobromiła Agiles wraca do korzeni – do czarów zaklętych w lokalnej ziemi, domu i w naszych genach”.
Sama jestem autorką książki (Słowiańska Magia Ziół), która bazuje na materiale etnograficznym i nawiązuje do magii ludowej, dlatego wydałam się osobą adekwatną do zrecenzowania tej pozycji. Jednocześnie biłam się z myślami, czy takiej recenzji się podjąć, bo mój wewnętrzny kompas moralny pragnął podejść do recenzji możliwie jak najrzetelniej i najuczciwiej, aby nie zostało mi zarzucone stosowanie podwójnych standardów recenzenckich względem potencjalnej konkurencji literackiej. Mam nadzieję, że wewnętrzne postanowienie wyostrzonej uważności na podświadomą i nieuzasadnioną krytykę dla Ludowego czarownictwa udało mi się zachować, a Tobie, drogi czytelniku, przyjdę z odpowiedzią na pytanie: Czy warto wydać pieniądze i przeczytać Ludowe czarownictwo autorstwa Dobromiły Agiles?
Postać Dobromiły Agiles i dotychczasowa twórczość
Skrywająca się pod pseudonimem literackim autorka zasłynęła ze świetnie sprzedających się pozycji literackich Słowiańska Wiedźma (2021, ocena 6/10 na Lubimy czytać na dn. 03.10.2025 r.), czy Magia naturalna (2023, ocena 6,6/20 na Lubimy czytać na dn. 03.10.2025 r.), które ukazały się w bardzo dobrym sprzedażowo momencie zapotrzebowania kobiet na tego typu duchowość.
Jednocześnie tymi publikacjami Agiles otrzymała łatkę osoby, która w bardzo swobodny sposób czerpie ze źródeł mieszając kulturę słowiańską z wartościami innych neopogańskich ruchów wierzeniowych, np. wicca. Od licznych literatów i popularyzatorów spotykanych na konwencie SLAVNI miałam możliwość usłyszeć liczne słowa krytyki dla twórczości Agiles, w tym między innymi niepoważne podejście do materiału źródłowego, czy pisanie bez kompetencji. Tutaj chcę zrobić przystanek, bo niewiele osób wie, że Agiles jest doktorem nauk humanistycznych z zakresu filologii. Stąd zapewne lekkość pióra i zgrabne konstruowanie narracji w jej książkach, o czym na pewno jeszcze wspomnę.
Krytyczne słowa padały również ze strony środowiska rodzimowierczego (czyli współczesnych wyznawców wierzeń słowiańskich, politeistów), którzy określali nawet tę działalność literacką jako szkodliwą – rozmowy takie odbywałam, m.in. z żercami rodzimowierczymi (kapłanami). Jednakże publikacje zdobywały również swoich wiernych fanów, sama Wiktoria Korzeniewska (Slavic Book) określiła w swojej recenzji, że: „Ogromnie mi się podoba [przyp.: Słowiańska Wiedźma], jak Dobromiła Agiles pokazuje, jak wicca łączy się z rodzimowierstwem. Z tego połączenia można wysnuć wiele paraleli – to świetnie otwiera umysł. Autorka opowiada także o związku z pradawnymi słowiańskimi wierzeniami, a współczesnym światem, zachęca do zgłębiania własnych korzeni i opowiada, jak to wszystko można wykorzystać tu i teraz.”
Mój stosunek do pierwszej książki był negatywny, drugiej nie miałam okazji i chęci czytać ze względu na efekt uzyskany po zapoznaniu się ze Słowiańską wiedźmą. Uderzały mnie, podobnie jak przedmówców, bardzo swobodne mieszanie wierzeń, dziwne, nieuzasadnione źródłowo przepisy (np. na koktajl żercy), czy magiczne formuły i zamowy, kojarzone raczej z wierszykami, wypowiadanymi przez dzieci na zaaranżowanym przedstawieniu szkolnym o Harry’m Potterze. Czytając książkę, w przeciwieństwie do Wiktorii Korzeniewskiej, nie byłam w stanie „wysnuć wiele paraleli” pomiędzy wicca a rodzimowierstwem, a odbierałam raczej brak elementarnego zrozumienia, szczególnie dla drugiego wymienionego ruchu wierzeniowego.
Tym bardziej obawiałam się, jak będzie prezentować się na tle dotychczasowych dokonań literackich Agiles jej najnowsza książka Ludowe czarownictwo.
Szata graficzna i skład
Książka utrzymana jest w tajemniczej, ale ładnej szacie graficznej (szczególnie okładka), która wzbogacona została o elementy graficzne jak gdyby „wystające”, wyróżnione gładką i lśniącą fakturą, wpisując się w aktualny krzyk mody wydawniczej — to ostatnio dosyć lubiany sposób projektowania okładek. To, co jednak mnie uderza, to widoczny na okładce kamień, a na nim wyrysowany znak reprezentujący Słońce, który bardziej niż z polską ludowością kojarzy mi się z antyczną i średniowieczną reprezentacją tego ciała niebieskiego. W mojej ocenie stosowniejszym już byłoby wyrysowanie zwykłego symbolu solarnego (bez twarzy), albo nawet wzór solarny zaczerpnięty z polskich haftów.
Papier jest drugiego gatunku, tj. beżowy i szorstki, co trochę obniża koszta wydawnicze i może kolekcjonerom książek sprawić przykrość swoją chropowatą fakturą. Jednakże jest najprawdopodobniej przyjaźniejszy dla środowiska, gdyż nie jest tak intensywnie bielony jak standardowe, śnieżnobiałe kredowe kartki.
Grafiki w środku są czarno-białe, jednakże spójne i stanowią dobry sposób podkreślenia przejścia do kolejnego rozdziału. Zastosowana czcionka pozwala na gładkie sunięcie wzrokiem po tekście, bez zbędnego nadwyrężania oczu. Jest schludnie i estetycznie.

Spis treści Ludowego czarownictwa
Bardzo podoba mi się przemyślana forma podziału tematów omawianych w książce. Wśród głównych kategorii znajdziemy: Wstęp, Co to jest tradcraft?, Czas, Przestrzeń, Chwila, Uczucie, Człowiek, Zamiast zakończenia i Bibliografię. Ten sposób logicznego ułożenia omawianych aspektów magii jest według mnie bardzo zmyślny i sensowny, daje też możliwość czytelnikowi zrozumieć głębsze ich znaczenie już na podstawie samej formy budowania treści i narracji, dosłownie literackiej przestrzeni.
Agiles omawia obrzędowość w cyklu rocznym, miejsca sakralne, wyjątkowe wydarzenia w życiu człowieka jak śmierć czy poród, uroki i ich pochodzenie, a także samą magiczną naturę człowieka z naciskiem na czarownice.
Trzeba przyznać, że to ogrom informacji, które należy zaprezentować na 300 stronach w sposób merytoryczny, nieprzytłaczający, ale przy tym wciąż rzetelny… I właśnie w tym miejscu książka w mojej ocenie traci najwięcej.
Czarownictwo a magia ludowa
W publikacji naukowej Terminy “magia” i “czarownictwo” w świetle badań etnologicznych i religioznawczych (Henryk Zimoń, Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II – Wydział Teologii, 2011), podjęto badania na temat czarownictwa i magii, co w skrócie można podsumować poniższym cytatem:
„Zasadniczym kryterium rozróżnienia religii i magii jest odniesienie człowieka do mocy i istot nadnaturalnych. Praktyki magiczne są społecznie aprobowane i mają na celu dobro jednostki lub grupy społecznej. (…) Magię należy odróżnić od czarownictwa, którego celem jest sprowadzenie zła na człowieka lub społeczność.”
Jeśli nawet nie chcielibyśmy kierować się zaprezentowaną definicją, moglibyśmy posłużyć się samymi walorami językowymi tych dwóch określeń.
Czarownictwo jest słowem mającym wspólne pochodzenie [czar-] z czarownicami/czarownikami, co powinno nasuwać nam na myśl polowania na czarownice, sabaty czarownic i domniemane kontakty z Diabłem.
Magia ludowa to szeroka gama praktyk, nierzadko o charakterze religijnym lub tradycyjnym. Wśród nich możemy wyróżnić różnorakie przesądy, gesty, zamowy oraz modlitwy towarzyszące naszym babkom i dziadkom, czy zapomnianym już przedstawicielom minionych pokoleń, które zapewniały im dobrobyt, bezpieczeństwo finansowe i gospodarcze, zdrowie oraz przychylność Sił Wyższych. Ludowa, bo pochodząca od ludu, nie od wyjątkowych elit, czy ludzi o nietypowym urodzeniu i konkretnych cechach psychologicznych lub fizycznych.
Gdybym miała spróbować znaleźć jakąś analogię, to porównałabym te zjawiska do zwykłego kierowcy w zestawieniu z kierowcą zawodowym. Chociaż i to nie byłoby w pełni adekwatne, gdyż w moim prywatnym przekonaniu zjawiska te pochodzą z dwóch różnych przestrzeni życia, motywacji i ostatecznie systemów wierzeń, mimo że się niewątpliwie przenikają.
Czy zatem słusznym jest za czarownictwo traktować niemal każdą praktykę magiczną? Wydaje mi się, że nie, a autorka książki Ludowe czarownictwo niewątpliwie stosuje te zjawiska jako pewne niedokładne i nierównoważne, ale synonimy. Agiles wspomina o tym na prawie samym początku książki, uzasadniając, że trudno jest rozdzielić jedną praktykę od drugiej. Jednakże w moim odczuciu, zważając na proporcje pomiędzy przekazami mającymi charakter bardziej codzienny-rytualny-pozytywny, niż wyjątkowy-demoniczny-szkodzący, książka bardziej skręca w kierunku magii ludowej i osobiście uważam, że taki tytuł byłby bardziej adekwatny oraz korzystniejszy wizerunkowo.
Podejrzewam, że decyzja o przyjęciu takiego tytułu była podyktowana prywatną sympatią Agiles do czarownictwa, niedefinitywnego odcięcia pępowiny od wierzeń wicca, od których w teorii się tą książką izoluje (wspomina o tym we wstępie) oraz decyzjami marketingowo-sprzedażowymi wydawnictwa… Bo nic nie żre tak dobrze, jak bazowanie na cudzym ego lub sprzedawaniu wielkiej, niemal niebezpiecznej tajemnicy sugerowanej słowem czarownictwo.
Materiały źródłowe i treść Ludowego czarownictwa
Agiles oparła się na przepastnej bibliografii, głównie etnograficznej, co mi osobiście, jako debiutantce, naprawdę imponuje. Domyślam się, jak wiele czasu musiała poświęcić na przeglądanie tych informacji i sprawne składanie ich w przystępną oraz spójną całość, która będzie łatwostrawna dla odbiorcy. Niestety, podobnie jak i w przypadku mojej własnej książki, nie ma tutaj przypisów, co zapewne jest decyzją wydawcy, który w ten sposób ogranicza liczbę stron (przypisy generują wiele dodatkowych linijek) oraz pozwala na lepszą płynność czytania. W efekcie trudno jest skonfrontować, z którego dokładnie źródła pochodzi przytaczana praktyka magiczna i czy została ona przedstawiona w sposób należyty, z zachowaniem jej pierwotnego sensu.
To mój pierwszy tak poważny zarzut do tej pozycji, chociaż wiem, że jednocześnie jest moim osobistym strzałem w kolano, bo jako autorka sama mierzyłam się z kompromisem, prowadzącym do braku przypisów w mojej książce. Dlatego nie winię tutaj samej Agiles; próbuję wskazać Wydawcy, że w takiej książce naprawdę przydałyby się przypisy, tym bardziej, że uwiarygodniłyby słowa autorki, która według mnie nie cieszy się aż tak dużym zaufaniem w dojrzałym środowisku słowianoentuzjastów, dla których ta pozycja mogłaby ostatecznie być naprawdę wartościowa…
…bo wartościowa jest: ogrom praktyk, przesądów, zamów, ciekawostek etnograficznych. Ludowe czarownictwo to naprawdę skarbnica wiedzy o magii ludowej wyłożonej w przystępny sposób. Jednakże sama nie będę mogła z niej korzystać praktycznie, czy ją cytować, ponieważ nie mam zaufania do merytoryki tejże publikacji przez poprzednie poczynania literackie Dobromiły Agiles. Gdyby w tej książce były przypisy, mogłabym fragmenty konfrontować ze źródłem i z czystym sumieniem wskazywać na dopracowaną rzetelność autorki.
Tym bardziej że w co najmniej kilku miejscach natknęłam się na wątki, które nie do końca rezonują z moją własną wiedzą, chociaż może zbyt skromną? A oto przykłady:
„W Ciemną Połowę roku (oczywiście lud nie nazywał jej w ten sposób, to wyłącznie moje osobiste upodobanie do tej wspaniałej nazwy), którą rozpoczynało jesienne zrównanie, nasilała się magia ochronna, wróżbiarstwo oraz kontakty z duchami, natomiast odkładano na bok rytuały związane ze wzrostem i płodnością. Żywioł ognia i wody zastępowano w zabiegach magicznych żywiołem ziemi. Jest to szczególnie widoczne w obrzędowości towarzyszącej Zaduszkom”. (str. 62, Ludowe czarownictwo).
Nie rozumiem i nie wiem, dlaczego autorka wyciągnęła właśnie takie wnioski dotyczące żywiołów w kontekście wierzeń ludowych. Przecież równie dobrze można by wskazać na silny kult żywiołu ziemi w okresie wiosennym, letnim i jesiennym, kiedy to praca ludności skupiała się na przygotowaniu ziemi pod zasiew, dbaniu o dobry wzrost i plon, godne zebranie owoców tej pracy i „podziękowanie” ziemi za cały intensywny okres „rodzenia”. Owszem, święto przesilenia letniego, Noc Świętojańska, jest szczególnie z ogniem i wodą związane (np. rytualne gaszenie pieców, czyszczenie i odświętne ich rozpalanie), ale równie dobrze możemy wskazać na silną obecność ognia podczas jesiennego święta dedykowanego zmarłym (np. rozpalanie ogni na rozstajach dróg, palenie zniczy). Domyślam się, że to efekt skojarzenia przez autorkę ziemi z chowaniem ludzi na cmentarzach. Z drugiej jednak strony, to właśnie w okresie jesienno-zimowym funkcjonował zakaz orania, czy kopania dziur w ziemi, aby tej niepotrzebnie „nie budzić” i umożliwić jej „odpoczynek”.
Aktualizacja recenzji z dn. 16.10.2025: Miałam możliwość porozmawiać z autorką osobiście i powiedziała mi, że fragment dotyczący żywiołów pochodzi dokładnie z opracowania Tomickich, tj. Tomiccy J.R., Drzewo życia. Ludowa wizja świata i człowieka, Warszawa 1975.
Joanna i Ryszard Tomiccy byli badaczami zajmującymi się antropologią kulturową i etnografią. Są autorami klasycznej już pracy „Drzewo życia: Ludowa wizja świata i człowieka” (1975), która stanowi ważny wkład w badania nad tradycyjnymi, ludowymi wyobrażeniami świata i człowieka, napisaną w duchu strukturalizmu.
„Zamieranie przyrody niejako „wymuszało” kontakty z Zaświatami, ponieważ ich mieszkańcy byli w okresie długich, ciemnych nocy wyjątkowo aktywni. To oni przybywali na wieczerzę wigilijną, oni – jeśli byli przychylni – chronili domostwo i żywych domowników przed czyhającymi w zimowych ciemnościach demonami i chorobami. Dlatego należało ich obłaskawić rozmaitymi czynnościami magicznymi. Okres świąt nazywano na wsiach „czasem duchów”.” (str. 71, Ludowe czarownictwo).
Tutaj mój zarzut skupia się na powierzchownym przedstawieniu walorów obecności zmarłych w świadomości społecznej. Zdaje się, że jakikolwiek kontakt z Zaświatami mógł nieść nie tylko niebezpieczeństwo, czy też ochronę (jeśli Zaświat był ludziom przychylny), ale również kwestię błogosławieństwa dóbr poprzez kontakt z sacrum. Dlatego na przykład właśnie pierwszy rytualny zasiew odbywał się z ziaren wybranych ze snopa zbożowego (diducha) stojącego w wieczerzę wigilijną w kącie izby. Uważano, że to w nim mogą skrywać się przybyłe do świata ludzi dusze zmarłych, które nadają ziarnom wyjątkowego charakteru, tak ochronnego jak i poprzez magię przeciwieństw — płodnościowego, zwiększającego ich walory wzrostu. Formę ochronną przed tym, co martwe, mogły pełnić również inne elementy obecne w izbie, np. zielone drzewko (podłaźniczka, czy późniejsza choinka), a także stosowanie kadzideł, czy intensywnych w swoim zapachu warzyw i przypraw (np. spożywanie czosnku i cebuli w celach ochronnych). Niekoniecznie zaś jedyną domeną (apotropeiczną) musieli parać się zmarli, skoro tyle w koło dodatkowych narzędzi.
„Przeglądając Słownik Adama Fischera czy Lecznictwo ludu polskiego Biegeleisena, możemy natknąć się na dziesiątki receptur dotyczących brzóz, głogu, jabłoni, leszczyny, orzecha czy wierzby. Żadne jednak z tych drzew nie było w powszechnej świadomości tak silnie łączone ze świętością miejsca ani nie miało tak epifanicznego charakteru, jaki przejawiały dąb i lipa.” (str. 136, Ludowe czarownictwo).
Wyrażane przez autorkę zdecydowane twierdzenia budzą we mnie niepokój o ich rzetelność. Ponieważ Słowiańszczyzna jak długa i szeroka, jest też niezwykle niejednoznaczna i zróżnicowana wierzeniowo. Tam, gdzie jedna roślina mogła mieć przypisywane pochodzenie boskie, dobre, w innym regionie mogła być traktowana jako „zło wcielone”. Na miejscu Dobromiły Agiles byłabym ostrożniejsza w tak zdecydowanym wyrażaniu opinii i wtłaczaniu jej do głów czytelników. Tym bardziej że wśród drzew, które również zachowały się w szerokiej świadomości, jest klon (w tym mniej powszechny na ziemiach polskich klon jawor) prezentowany często jako oś świata axis mundi, czyli wyobrażenie ładu i podziału na to co podziemne, ludzkie i niebiańskie. Innym takim drzewem jest topola osika, która w popkulturze utrwaliła się szczególnie silnie jako roślina apotropeiczna (ochronna), chociażby pod postacią wykorzystywanych w praktykach antywampirycznych kołków osikowych oraz w opowieściach religijnych (Judasz grzesznik — samobójca miał powiesić się na topoli).
Czy zatem słusznym jest tak zdecydowane wyrażanie opinii na temat znaczenia (uświęconego) dębu i lipy w kulturze ludowej? W mojej osobistej ocenie jest to nieadekwatne.
Są to tylko trzy przytoczone przykłady i moje uargumentowane wątpliwości co do precyzowania opinii oraz myśli przez autorkę. Trzy z grona innych, które można cytować i z puli tych, których zapewne nie dostrzegłam.
Po co to wszystko?
Lubię czytać książki nie dla samej encyklopedycznej wiedzy, którą mogę przerzucać się w walce na źródła, ale przede wszystkim w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania podstawowe: „Dlaczego?”. Dlaczego właśnie w taki sposób kreowana była magia ludowa i czemu właśnie te rytuały utrwaliły się w świadomości społecznej, a potem na kartkach badających ten mistyczny świat etnografów i antropologów? W Ludowym czarownictwie pojawia się co jakiś czas próba wytłumaczenia zwyczajów i wierzeń, na ogół nawet trafiona, chociaż spłycona i uogólniona, jednakże chciałabym tego znacznie „więcej i mocniej”, tym bardziej że liczba przedstawionych praktyk magicznych jest naprawdę bardzo szeroka i większości sens nie został w mojej ocenie wytłumaczony, a nawet „liźnięty”. Tym bardziej narastają moje obawy, że książka ta będzie szczególnie cieszyć się popularnością w kręgach osób, które szukają łatwych rozwiązań duchowych, mówiąc inaczej: przepisów krok po kroku, jak wykonać jakiś rytuału bez świadomości jego pierwotnego znaczenia, ciężaru i sensu.
Rozumiem, że wtedy publikacja ta objętościowo mogłaby być co najmniej dwa razy większa, a i też opracowań naukowych wyjaśniających ten poszukiwany sens nie jest tak dużo. Osobiście wolałabym, aby pani Dobromiła Agiles wydała zamiast jednego Ludowego Czarownictwa kilka książek i każdą poświęciła innej sferze magicznej, mocniej koncentrując się na różnorodności przekazów i podjęciu próby wytłumaczenia ich celowości w świadomości duchowej i kulturowej społeczności wiejskiej.
Podsumowując
Dobromiła Agiles zrobiła dobry krok w kierunku tego, co znane jest nam — współczesnym Słowianom — od maleńkości… do kultury, duchowości i magii ludowej. Niewątpliwie też napracowała się niczym mrówka, zbierając wszystkie materiały i próbując ułożyć z nich przyjemną w odbiorze narrację. Jestem też pewna, że w dużej mierze w sposób pozytywny przyczyni się do popularyzacji magii ludowej i duchowości naszych Przodków w środowiskach ezoterycznych. Być może tą książką naprowadzi sporo osób na ścieżkę polskiego folkloru oraz rozbudzi w nich miłość do tego, co rodzime; pokaże, że mamy co doceniać. Z drugiej strony, mam dysonans poznawczy pod względem samej jakości, chociaż ja, jako autorka Słowiańskiej Magii Ziół, domyślam się skąd wynikają pewne ogólniki oraz uproszczenia. Nieraz jest to wizja wydawcy, chęć wejścia bardziej w obszar „popularno-” niż „-naukowy”.
Bardzo pragnę, aby tworząca pod pseudonimem Pani Agiles zrzuciła maskę i kolejną książkę popularyzującą magię i duchowość ludową napisała już pod swoim nazwiskiem, bo na tle Słowiańskiej wiedźmy, ta pozycja wydaje się być skokiem nadświetlnym w jakości i merytoryce. Oby następny taki skok był jeszcze większy, czego życzę autorce, sobie i innym czytelnikom oraz całemu środowisku słowianoentuzjastów.
Z tymi zasięgami, wielkością sprzedaży i wpływem, można zrobić naprawdę wiele dobrego w kształtowaniu tożsamości ludzi i ich wiedzy o Słowiańszczyźnie. Byle dać tej Słowiańszczyźnie możliwość do bycia niejednoznaczną.
Autorka recenzji: Karolina Lisek
Korekta: Adrianna Patela
W ramach iSAP – Słowiańska Agencja Prasowa
Recenzja powstała w oparciu o egzemplarz recenzencki od Wydawcy.


