Ładowanie

Od poczęcia do wywodu, czyli jak przychodzi na świat Słowianin. Cz. V Połóg

Od poczęcia do wywodu, czyli jak przychodzi na świat Słowianin. Cz. V Połóg

W ludowych okresach przejściowych występuje zaskakująca konsekwencja  liczenia czasu, tak na początku, jak i na końcu życia. Po trzech dniach od śmierci należy pogrzebać ciało. Po trzech dniach od narodzin przychodzą Rodzanice, by wyznaczyć los. Po czterdziestu dniach od śmierci urządzano niegdyś ucztę, by ostatecznie pożegnać przodka, który już nie powróci.

Po czterdziestu dniach od porodu wyprawiano ucztę, uznając ten czas za wystarczający, w którym dziecko nie wróci już w zaświaty i pozostanie na tym świecie. O ile trójka i jej wielokrotności jest w magii ludowej liczbą wyjątkową (zbierano po trzy zioła, by dobrze oczyścić przestrzeń, pluto trzy razy przez ramię, by odegnać zły los, a w szczególnych przypadkach do pomocy wzywano trzy Matki Boskie),  tak zastanawiająca była dla mnie liczba czterdziestu dni, która w kontekście życia ludzkiego okazuje się niemniej  istotna. Szukając odpowiedzi na nurtujące mnie pytania podzieliłam koło roku na okresy sześciotygodniowe, co w przybliżeniu daje właśnie czterdzieści dni i okazało się, że sama przyroda jest odpowiedzią. W ciągu sześciu tygodni zima zmienia się w przedwiośnie, by po kolejnych czterdziestu dniach stać się pełną wiosną. Można powiedzieć, że co czterdzieści dni następują w przyrodzie zmiany na tyle istotne, że stają się niemal nową porą roku. Jak wiadomo magia ludowa zakłada, że jeśli zmieniło się wiele, powrót do starego jest już niemożliwy. Jednak najpierw owe magiczne sześć tygodni trzeba dobrze przetrwać. Co zatem działo się od porodu do szóstego tygodnia życia dziecka?

Kobiety i dzieci ze wsi Lisków, po 1906, Public domain

A jeśli stopą dotknie ziemi, gleba zamieni się w popiół

Kobietę po porodzie nadal obowiązywały restrykcje magiczne, jakie były na nią nałożone w okresie ciąży, tyle że stawały się bardziej bezwzględne.  Od chwili porodu wyjście na pole przez położnicę nie odbierało zwyczajnie ziemi płodności, ale zamieniało ją w popiół, który nigdy nie będzie zdolny do wydawania plonów. Jeśli kobieta taka poszła między zagrody, pomór bydła był pewien. Jeśli nabrała wody ze studni, picie jej przez innych członków społeczności było niemal igraniem ze śmiercią. Nie wolno jej było krzesać ognia, dotykać przedmiotów uznawanych za święte, w tym chleba, ani odwiedzać świętych miejsc. Natomiast dziecko wyniesione w czasie połogu poza dom narażone było na ataki duchów, chorobę i rychłą śmierć. Najlepiej zatem, by tak matka, jak dziecko pozostawali przez kolejne czterdzieści dni w domu nie powodując swoim bywaniem gdziekolwiek nieszczęść dla siebie i społeczności. Taka izolacja położnicy z noworodkiem w domu ma racjonalne podłoże.

Rodzina w malarstwie polskim. Domena publiczna.

Pozwala to matce odpocząć i nabrać sił, a noworodkowi oswoić się ze środowiskiem, w jakim przyszło mu żyć. Co więcej, czterdziestodniowy okres przejściowy okazał się na tyle racjonalnym rozwiązaniem, że współczesna medycyna zaleca właśnie sześciotygodniowy połóg, by matka miała komfort powrotu do sił. Jednak wespół z przesłankami naukowymi za okresem połogu stoją przesłanki magiczne. Pamiętajmy, że kobietę w ciężkim porodzie sadzano na progu lub kładziono na wystawionych drzwiach, by ratować jej życie. Miało ją to przybliżyć do miejsca, do którego rodząc musiała się udać, by przyprowadzić potomka. Należy uznać, że rodząc kobieta niejako schodziła w zaświaty. Przybywała stamtąd z dzieckiem, jako istota dotknięta chaosem, pełna niezrozumiałej, kreacyjnej magii, która może wpływać w sposób zupełnie nieoczekiwany na uporządkowany świat ludzi. Dlatego też lepiej było izolować ją na tyle, na ile to możliwe, by ewentualne szkody były jak najmniejsze.

Pępkowe i słodka wódka

Czytając powyższe rozważania można by dojść do wniosku, że poród w kulturze ludowej był zdarzeniem niemal na miarę kataklizmu  i jawił się jako nieszczęście spadające na społeczność. Nic bardziej mylnego.  Milczenie na temat porodu oraz lęk przed położnicą wynikały jedynie z tabuizowania aktu przychodzenia na świat. W podobny sposób tabuizowano akt seksualny, czy menstruację. Nie oznacza to w żadnym razie, że uznawano te rzeczy za złe, bądź wstydliwe. Były one dla społeczności wręcz radosne, ale ich ambiwalentny na tle magicznym charakter nakazywał zostawić je same sobie. 

 Według pierwotnego znaczenia słowa tabu, pochodzącego od maoryskiego tapu, oznacza ono tańczącego lub przebywającego z duchami. Nie znaczy to, że sytuacja czy osoba będąca tabu jest zła, raczej nieprzewidywalna i swoją obecnością może przynieść tyle dobrego, co złego.  Z tego powodu lepiej nie dotykać jej i nie wchodzić w drogę.

Cieszono się zatem w całej społeczności z narodzin dziecka, a informacja o pękniętym piecu i zawalonym kominie rozchodziła się lotem błyskawicy po wszystkich domach, budząc, jak na tak niepokojącą wiadomość, powszechną radość. Szybko też najbliższe sąsiadki i rodzina przybywały zobaczyć ów „zawalony komin” zabierając ze sobą smakołyki i inne drobne podarki.

Kobiety karmiące niemowlę kozim mlekiem, 1841, Public domain

Przybywano tłumnie do położnicy, od trzech dni do tygodnia po porodzie, chyba że młoda matka była wyjątkowo słaba, wówczas wizytę przekładano na późniejszy termin. Należy tu nadmienić, że prawo odwiedzin miały wyłącznie konkretne osoby. Do trzech dni po porodzie mogli przyjść wyłącznie rodzice, teściowie i siostry położnicy, jednak póki co nie mogły przyprowadzać mężów. Dopiero od trzeciego dnia mężczyźni z rodziny – szwagrowie i bracia – mogli odwiedzać młodą matkę, jednakże nigdy sami, a wyłącznie w towarzystwie swoich żon lub narzeczonych. Kawaler przybywający samotnie w odwiedziny poporodowe byłby bardzo źle widziany lub zwyczajnie nie zostałby wpuszczony. Odwiedziny położnicy były więc domeną kobiet, a i to nie wszystkich. Przybyć mogły tylko najbliższe sąsiadki, przyjaciółki i osoby spokrewnione. Co więcej, wszystkie one musiały być mężatkami, lub chociaż być w stanie narzeczeńskim. Przybycie panny, o ile nie była siostrą młodej matki, było równie niestosowne, co przybycie kawalera. Źle widziano też odwiedzające położnice rozwódki i wdowy w okresie żałoby, jako osoby mogące wynieść od dziecka szczęście. 

Dziecko z piastunką, 1898, domena publiczna.

Najczęściej wybierano jeden dzień, kiedy to odbywały się odwiedziny. Młodzi rodzice dowiadując się pokątnie, kiedy kobiety zbierają się na wizytę przygotowywali poczęstunek w postaci wódki i ciasta zwany słodką wódką. Co istotne do podejmowania gości przy słodkiej wódce należało wyznaczyć osobę trzecią, która będzie częstować gości. Najczęściej była to siostra lub matka położnicy, a w razie ich braku bliska przyjaciółka. Jeśli gości podejmowałaby sama położnica odbierałaby tym samym sen i szczęście swojemu dziecku.

Przybywające kobiety musiały zabrać ze sobą drobne podarki dla matki i dziecka. Najpopularniejszą ich formą były łakocie i mające sprawić przyjemność drobiazgi. Dla dziecka zaś przynoszono zabawki, lub ubranka. Bezwzględny, zachowany zresztą do dziś, obowiązek obdarowania położnicy miał też jej mąż i członkowie najbliższej rodziny. Nie dawano nic praktycznego, chyba że młoda matka była wyjątkowo uboga. Obdarowywano przedmiotami zbytkowymi, mającymi sprawić przyjemność obdarowywanym. Nie było to działanie bezcelowe – takie odwiedziny i miłe podarki miały zachęcić tak matkę, jak i dziecko do zostania na tym świecie. Sprawić, by mając wybór między światami i balansując na ich pograniczu zdecydowali się na świat ludzi.

Litewskie dzieci, między 1920 i 1929, Public domain

Pijąc słodką wódkę  nie żałowano też sobie w „podlewaniu’ noworodka. Miało mu to przynieść zdrowie i szczęście w dalszym życiu.

Radość z narodzin nowego członka rodziny nie była zarezerwowana wyłącznie dla kobiet, choć to rzeczywiście one grały pierwsze skrzypce przy wypełnianiu obyczajów poporodowych. Aby i panom dać szansę okazania swojej radości z narodzin małego człowieka, młody ojciec zabierany był na pępkowe, które choć mniej obwarowane obyczajem, było równie radosnym wyrazem męskiej społeczności z narodzin nowego człowieka.

Czerwone przy kołysce

Po odwiedzinach poporodowych kobieta i jej dziecko nadal pozostawali w domu pod czujną opieką bliskich, których zadaniem było dostarczyć im wszelkich wygód i sprawić, by położnica szybko wracała do sił. Ten zabieg stanowił kontynuację zwyczaju obdarowywania. Młoda matka będąc tak zaopiekowaną, miała wraz ze swym potomkiem poczuć się dobrze na tym świecie i zechcieć zostać.  Jednak nie tylko decyzja o wyborze zaświatu groziła w tym czasie noworodkowi. Jako istocie z pogranicza zagrażały mu też inne byty magiczne. Mógł zatem zostać podmieniony przez kraśniaka, czy mamunę, mógł zostać uwiedziony światłem księżyca. Zapobiec temu można było wiążąc przy kołysce czerwone wstążeczki i dbano, by promienie księżyca nigdy nie miały szansy paść na kołyskę. Co więcej starano się zasłaniać okna po zmierzchu, aby nic niedobrego nie mogło zajrzeć do domu. Odmawiano też wizyt osobom urokliwym, lub posądzanym o tak zwane oko, mogły bowiem one przyczynić się do nieszczęścia czy podmiany noworodka. Dziecka zasadniczo przez czterdzieści dni starano się nie wynosić z domu, by nie obsiadły go duchy. Zresztą przesąd ten do dziś dnia jest żywy na Bałkanach.

Biorąc pod uwagę wszelkie zwyczaje i wierzenia związane z połogiem należy zauważyć, że okres czterdziestu dni po urodzeniu to wciąż proces przychodzenia na świat. Mamy już co prawda dwie osobne istoty, jednak wciąż nie są one rezydentami tego świata, a znajdują się w drodze, która ma swój kres w hucznym przyjęciu czterdziestego dnia, kiedy to przyjście na świat można uznać wreszcie za dokonane.

Literatura

[1] Komentarze do Polskiego Atlasu Etnograficznego  Tom 9/II Zwyczaje, obrzędy i wierzenia urodzinowe,  Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, Wrocław- Cieszyn 2013
[2] J.G. Frazer, Złota gałąź. Studia z magii i religii, Kraków 2017
[3] Kowalik, Kosmologia dawnych Słowian, Kraków 2004
[4] Eliade, Historia wierzeń i idei religijnych, Warszawa 1988
[5] Zadrożyńska, Powtarzać czas początku, Część II, O polskiej tradycji obrzędów ludzkiego życia, 1988
[6] Janicka- Krzywda, K Ceklarz, Czary góralskie. Magia Podtatrza i Beskidów Zachodnich. Wydawnictwo Tatrzańskiego Parku Narodowego 2014
[7] Wasilewski, Tabu, zakaz magiczny, nieczystość, Etnografia polska tom XXXIV, 1990
[8] Figiel, Status kobiety w polskiej kulturze ludowej, Zeszyty wiejskie, zeszyt XXIV, 2018

Autorka artykułu: Agnieszka Ptaszyńska
Korekta: Ewa Mszczuja Jabłońska
W ramach iSAP – Słowiańska Agencja Prasowa
CC- BY- SA 3.0