Ładowanie

Trud życia chłopek – recenzja książki “Chłopki” okiem dr Justyny Michniuk

Trud życia chłopek – recenzja książki “Chłopki” okiem dr Justyny Michniuk

Książka stanowi wnikliwe i interesujące studium życia kobiet na wsi polskiej w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku. Oprócz wykorzystania materiałów pochodzących ze źródeł wtórnych, autorka często oddaje głos samym kobietom wiejskim, cytując ich zapiski w oryginalnej pisowni (listy, fragmenty prac wysyłanych na konkursy ogólnopolskie, dotyczącego życia chłopów itp.) oraz fragmenty rozmów, które miała okazję przeprowadzić. 

Tytuł: Chłopki. Opowieść o naszych babkach
Autorka: Joanna Kuciel-Frydryszak
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 496
Gatunek: Reportaż

Trudy kobiecego życia na wsi

To niezwykle ważne, że autorka zdecydowała się nie tylko opisywać ciężkie losy kobiet wiejskich, nazywanych w tytule „naszymi babkami”, z własnej perspektywy współczesnej badaczki, lecz także pozwoliła im niejako przemówić w swoim imieniu, bez cenzury oraz ograniczeń, narzucanych im nierzadko przez ojców i mężów. Kobieta w gospodarstwie wiejskim nie powinna bowiem się skarżyć, jak czytamy już na pierwszych stronach książki. Jej przeznaczeniem była niewolnicza praca, rodzenie kolejnych dzieci i dbanie o wszystkich członków rodziny. Potrzeby, pragnienia i marzenia kobiet były w tym świecie nieważne i wręcz trywialne. Bieda od kołyski aż po grób definiowała niestety w większości żywoty poznawanych przez nas na kartach książki bohaterek. 

chłopki książka

Egzemplarz książki “Chłopki”, fot.: Justyna Michniuk.

Publikacja podzielona jest na 16 rozdziałów, przy czym każdy porusza nieco inny aspekt życia na wsi. Znajdziemy tutaj przede wszystkim informacje dotyczące ciężkiego losu kobiet podczas wszystkich etapów ich życia. Poruszające są także opisy staruszek, które nie mogą już dłużej pracować, czasami nie mają gdzie się podziać i proszą u rodziny lub obcych o kąt do spania. Interesujące są dane, odnoszące się do popularnej wtedy emigracji zarobkowej za granicę, głównie do takich krajów jak Niemcy i Francja, gdzie los kobiet nie był niestety lepszy. Wiele fragmentów książki, opisujących bycie „na służbie”, zostało już zgłębionych w poprzedniej publikacji Joanny Kuciel-Frydryszak pt. „Służące do wszystkiego”. 

Poruszająca, realistyczna, okrutnie prawdziwa

Realizm książki zmusza czytelnika do zastanowienia się nad historią własnej rodziny, niekiedy może, moim zdaniem, uwrażliwić wnuczki na losy ich babek i prababek, które niekiedy bywały oschłe w uczuciach i zdystansowane. Okrutne realia polskiej wsi, w tym brak bieżącej wody w domach, czy też ciasnota i złe warunki sanitarne, uświadamiają czytelnikowi, jak wielka przepaść odgradzała niegdyś wieś i miasto. Nie mam tutaj na myśli jedynie różnic w warunkach mieszkalnych, lecz także w mentalności ludzi. Przykładowo dzieci wiejskie, mimo obowiązku szkolnego, pojawiały się w szkole jedynie sezonowo, w czasie, kiedy nie musiały pomagać rodzinie w pracy na roli. Były to praktyki powszechnie akceptowane, na co publikacja dostarcza dowody m.in. w postaci pisanych odręcznie i z błędami świstków papieru- zwolnień dzieci z lekcji, adresowanych do wiejskich nauczycieli.  Inną niemniej ważną kwestią były karty cielesne, które zarezerwowane były jednak głównie dla nauczyciela i ojca. „(…) bić mogą rodzice i nauczyciel, ale już nie sąsiad. Na to rodzice nie pozwolą. Kara fizyczna to wyłącznie sprawa rodziny, jeżeli nie przeradza się w katowanie, nikogo nie interesuje, że na ciele dziecka widać ślady pasa lub dyscypliny”. Inny ważny cytat, nieco dokładniej charakteryzuje dzieci szkolne mówi: „(…) Gdy chłopskie dziecko trafia do szkoły, nauczyciele są przerażeni lub głęboko zasmuceni: Ma małe wymagania życiowe i dużą odporność na głód. Brak jakichkolwiek zainteresowań wykraczających poza krąg trosk i radości z pasieniem bydła związanych (…)”. 

W takich warunkach kształtowały się charaktery dzieci, które nie miały większych szans na zmianę swojego losu. Dotyczyło to zwłaszcza kobiet, które jedynie w nielicznych przypadkach posiadały przyzwolenie i otrzymały wsparcie rodziny, kiedy chodziło o naukę zawodu, czy też kontynuowanie nauki w ogóle. O pozycji kobiety we wsi i jej zamążpójściu, oczywiście zaaranżowanym, decydowała zaś wysokość posagu lub jego brak, dlatego wiele kobiet powie później, że ojciec „sprzedał je za morgi”.

Na wsi, o, na wsi/Największy trud/Największa nędza/Największy głód!…

Ze względu na pracę zawodową moich rodziców spędzałam dużo czasu z moją prababcią, a potem również z dziadkami od strony mamy. Moja prababcia Bronisława, rocznik 1912, urodzona w jednej z najstarszych wsi Żywiecczyzny, w Zadzielu, nie była typową chłopką. Nie posiadała licznego rodzeństwa i mieszkała w bardzo nowoczesnej, jak na tamte czasy, wsi.

W latach trzydziestych w Zadzielu, w którym mieszkało wtedy ok. 1200 osób, znajdowała się bowiem szkoła podstawowa, posterunek policji, restauracja, strażnica OSP i dwie betoniarnie produkujące m.in. dachówki. Mimo to wyszła za mąż w wieku 16 lat, co przekreśliło jej szanse na zdobycie edukacji wyższej niż szkoła podstawowa. Chociaż moja prababcia nigdy nie nosiła ludowego stroju, po ślubie nosiła na głowie chustkę, zakrywającą jej włosy. Chustka stanowiła, aż do śmierci, nieodłączny element jej stroju.  Po przeprowadzce do męża prababcia została odcięta od świata zewnętrznego i poświęciła się jedynie pracy i rodzinie.

chłopki książka

Praprababcia dr Justyny Michniuk przed swoim drewnianym domem, ok. 1937, własność: dr Justyna Michniuk.

Moi pradziadkowie posiadali w połowie lat 30. murowany dwuizbowy dom oraz liczne pola uprawne. Pradziadek pracował do wybuchu II wojny światowej w fabryce w Bielsku-Białej, a prababcia zajmowała się domem, trójką dzieci oraz pracami polowymi, które do łatwych nie należały. Pamiętam, że nigdy nie chciała opowiadać mi o swoim dzieciństwie i latach przed małżeństwem. Poznałam zatem historię jej życia dopiero jako mężatki i obarczonej ciężką pracą matki. Matki pochłoniętej pracą do tego stopnia, że dwa dni po urodzeniu dziecka już okopywała ziemniaki na polu, nie pozwalając sobie nawet na chwilę wytchnienia. We wspomnieniach prababci często pojawiał się również motyw głodu, nieurodzaju oraz braku podstawowych produktów spożywczych i przemysłowych, przez co dzieci latem musiały chodzić bez butów. Także moi dziadkowie zawsze powtarzali, że już od najmłodszych lat musieli pomagać w gospodarstwie i np. pasać krowy lub gęsi. 

Głównym pożywieniem były w tamtym czasie słynna w moim regionie w Beskidach, tzw. wodzianka, czyli zupa przyrządzona z czerstwego chleba pokrojonego w kostkę, zalanego wrzątkiem, z dodatkiem soli i czasami tłuszczu zwierzęcego lub prażuchy, czyli uprażona mąka zalewana wrzątkiem, z dodatkiem soli i czasem mleka lub tłuszczu. Także w książce „Chłopki” autorka zwraca uwagę na ubogą w składniki odżywcze i mięso, dietę dzieci wiejskich, które często na cały dzień na pastwisku, dostały jedynie jedną kromkę suchego chleba i butelkę wody. Ciężka praca, połączona z nieodpowiednim odżywianiem, prowadziła do wielu chorób, a często również do przedwczesnej śmierci.

Dziecko wiejskie i jego matka

Obraz matki, wyłaniający się z niniejszej publikacji nie jest w mojej ocenie pełny. Brakowało mi przykładów matek poświęcających się dla dzieci i kochających swoje dzieci, mimo biedy i upokorzeń. Matek uczących dzieci modlitwy, matek tulących swoje dzieci na dobranoc i śpiewających im stare pieśni. A przecież i takie wiejskie matki się zdarzały!  Wiele kobiet, sportretowanych w książce wspominało, że ich własna matka nie potrafiła obdarzyć ich miłością. Czasami twarde matczyne serce miękło, kiedy na świecie pojawiały się wnuki. Kilka kobiet podało, że ich babcie gotowały dla nich jedzenie i ścieliły łóżka, ale nie potrafiły ich przytulić, czy też pocałować. Poprzez podawane posiłki i kupowane słodycze, milcząco wyrażały zatem miłość. Inaczej nie umiały. 

chłopki książka

Dr Justyna Michniuk jako dziecko i jej prababcia Bronisława, 1986, własność: dr Justyna Michniuk.

Brak czułości nierzadko wynikał z pracy ponad siły i braku czas, ale był także spowodowany permanentnym zmęczeniem, jakie towarzyszyło wiejskim kobietom. W swojej publikacji fachowej nt. roli matki w II Rzeczypospolitej autorka Anna Józefowicz stwierdza:Ciężka praca w gospodarstwie uniemożliwiała kompleksową opiekę rodzin chłopskich nad dziećmi. Nadmiar obowiązków sprawiał, że matki zaniedbywały swoje dzieci, nie były w stanie zapewnić im tyle miłości i uwagi, ile tak naprawdę potrzebowały. Często nie miały z kim zostawić potomstwa, czuły się rozdarte, musiały bowiem godzić dwie role – opiekunki i gospodyni. Dodatkowo kobiety wiejskie znajdowały się pod ciągłą presją otoczenia, gdzie niebagatelną rolę odgrywał także kościół katolicki, posiadający bardzo konserwatywny ideał żony i matki, odbierający kobietom prawo do samostanowienia oraz umniejszający inteligencję kobiet. 

Pełny obraz negatywnego stosunku mężczyzn do kobiet można odnaleźć w jednej z najbardziej znanych polskich książek o życiu na wsi – w Chłopach Władysława Reymonta. Noblista w jednym z fragmentów, pozwala czytelnikowi na poznanie myśli Antka Boryny:  (…) Siedli na kraju łąk pod krzami, Hanka pokarmiała dziecko, bo płakać poczęło, a Antek skręcił papierosa, zapalił i ponuro patrzył przed się… Nie mówił on żonie, co go żarło we wątpiach, ni co mu leżało na sercu niby węgiel rozżarzony, bo aniby mógł wypowiedzieć, niby zrozumiała go dobrze… Zwyczajnie, jak kobieta, co ni pomyślenia nie ma, ni niczego nie wymiarkuje sama, ino żyje se jako ten cień padający od człowieka….

Dobra konkluzją przemyśleń na temat stosunku kobiet wiejskich do ich dzieci, dostarcza nam również recenzowana publikacja: „(…) Kobieta/produkt tej kultury [nazwijmy ją patriarchalną, katolicką lub wiejską] nie zadaje sobie pytania, czy jest dobrą matką w ocenie swojego dziecka, lecz czy jest nią w oczach męża, księdza czy innych członków plemiennej starszyzny”. Oczywiście nie należy generalizować, bowiem nie wszystkie wiejskie matki cechował ten sam chłód, czy też konserwatyzm, na co znajdujemy wiele dowodów zarówno w literaturze jak i we wspomnieniach i autobiografiach, pochodzących ze wsi poetów lub artystów ludowych. 

Młoda prababcia Bronisława dr Justyny Michniuk (stojąca po prawej) z matką i swoją siostrą, ok. 1926 r., własność: dr Justyna Michniuk.

Czego brakowało mi w lekturze? 

Mimo obszerności tej publikacji, unikalnych badań autorki i wartościowych historycznie opisywanych faktów, zabrakło mi w tekście kilku ważnych zagadnień. Jednym z nich są obrzędy i tradycje ludowe oraz ich rola w życiu kobiet. Mam na myśli powszechne wtedy i często obecne do dziś wierzenia ludowe, określane, dla mnie brzmiącym pejoratywnie, słowem „zabobony”. Tradycje te miały często swoje źródło w wierzeniach Słowian i były tak silnie zakorzenione wśród ludu wiejskiego, że nie zdołały ich zniszczyć nawet stulecia agresywnej chrystianizacji. Dodatkowo warto wskazać, że wiele zwyczajów w ciągu roku kalendarzowego było związanych z pradawnymi, słowiańskimi wierzeniami, które dotyczyły takich sfer życia jak ciąża i poród, narodziny dziecka i chronienie go od uroków, zapewnienie urodzaju itd. Kobieta odgrywała w wielu wskazanych obrzędach ważną rolę. Opisy tych magicznych czynności oraz dawnych wierzeń, stanowiłyby ciekawe uzupełnienie tej publikacji. 

Interesujące dla mnie byłoby również bardziej szczegółowe opisanie stosunków ludu ze szlachtą, posiadającą przed wojną znaczne majątki ziemskie. Niewątpliwie dobrym uzupełnieniem publikacji byłoby również poznanie statystyk szkolnych z okresu przedwojennego, ilustrujących odsetek dziewcząt w szkołach podstawowych oraz średnich. Uwagi te wskazują jednak bardziej na moje osobiste zainteresowania, niż stanowią krytykę pod adresem autorki tej ciekawej książki. 

Zachęcam wszystkich do przeczytania „Chłopek”!

KUP KSIĄŻKĘ

Autorka artykułu: dr Justyna Michniuk
Korekta: red. nacz. Karolina Lisek
W ramach iSAP – Słowiańska Agencja Prasowa