Słowiański ślub – swaćba. Przygotowania do wesela
Miło spotkać się z Twoim zainteresowaniem dalszymi losami swaćby, drogi czytelniku. Wszak, zamiast opisać skoncentrowaną magię jednego dnia, funduję Ci jej szczegółowe informacje powoli, po troszku. Jednak musisz wiedzieć, że wszelkie te małe zabiegi magiczne prowadzą do wielkiego spektaklu rytualno-społecznego, jakim jest wesele.
A im bliżej tego wydarzenia tym nagromadzenie zabiegów magicznych, gestów społecznych i tabu większe. Dziś przedstawię Ci to, co dzieje się tuż przed – a dzieje się wiele. Nawet dziś, w bardzo zlaicyzowanej formie wesela przygotowania pochłaniają młodych bez reszty. W tradycyjnym weselu w przygotowaniach brała udział cała społeczność.
Zaproszenie gości na słowiańskie wesele
Wkrótce przed weselem panna młoda wyruszała po kweście. Towarzyszyła jej zależnie od regionu druhna lub starsza (starościna). Kwesta weselna powiązana była z zapraszaniem gości na wesele i odbywała się najczęściej w przedweselny czwartek, a zdecydowanie nie wcześniej niż tydzień przed terminem uroczystości. Konieczne było, by organizowano ją po drugich zapowiedziach.
Nie wypadało jechać na nią wozem (by nie uznano panny młodej za pazerną, pragnącą nadmiernych darów dla siebie), dlatego też panna ze swoją towarzyszką szły pieszo. Ponieważ pannę młodą w owym okresie uznawano za niemal nietykalną, nie wypadało jej nosić darów, dlatego też worek na dary niosła towarzysząca jej kobieta. Młoda nie wypowiadała też słów prośby o błogosławieństwo, czy zaproszenia – to również robiła jej towarzyszka.
Narzeczonej pozostawało ukłonić się przy wejściu i po otrzymaniu darów i błogosławieństw wyrazić wdzięczność słowami: „Bóg zapłać”. Co istotne, zapraszając na swoje wesele, panna nie siadała w chatach, do których wchodziła, a już na pewno nie w tych, w których były panny na wydaniu. Sądzono, że siadając w takiej izbie „przysiądzie” mieszkającą tam pannę i tej ciężko będzie znaleźć towarzysza życia. Zwyczaj ten ukazuje się między innymi w powiedzeniu: „Stoisz jakbyś na wesele prosiła”.
Musisz zwrócić uwagę, drogi czytelniku, że wszystkie te rytualne zachowania – milczenie, niewykonywanie prac, brak pozwolenia na skorzystanie z gościny, czyniły w kulturze ludowej z panny młodej osobę zaświatową, nienależącą do tego świata, niemal martwą.
Znaczenie chodzenia po lnowalnym
Na czym polegała kwesta, poza tym, że była formą zaproszenia na wesele i po co towarzyszącej kobiecie worek? Otóż jeśli taki pochód pojawił się w izbie, a starsza lub druhna wypowiedziała rytualne formuły o zaproszeniu na wesele i prośbie o błogosławieństwo, mieszkańcy nie tylko słowem wyrażali swoją aprobatę dla związku, ale również materialnie wspierali przyszłą rodzinę. Dawano zatem zboże, kaszę, czasem nawet drób, barany czy nierogaciznę. Tradycyjnymi podarkami w takiej sytuacji była przędza lniana, czy płótno — stąd na Podlasiu chodzenie takie nazywano chodzeniem lnowalnym. W różnych regionach przybierało ono różne nazwy, zachowując wszędzie swój charakter wspierania pary młodej na nowe gospodarstwo. Nazywano więc taką zbiórkę prosiętami, lub w zachodniej Polsce chodzeniem po wilku. Nie chodziło tu oczywiście o związek z leśnym zwierzęciem, a nazwa wzięła się od niemieckiego Willkomen.
Istotne jest, że jeszcze na początku 20 wieku chodzenie w ramach kwesty weselnej było niezależne od stanu majątkowego młodych. Co więcej, jeśli panna wymawiała się od niej, uznawano ją za próżną i butną. Szczodrze darzono wszelkimi dobrami osoby bardzo ubogie lub sieroty. Kwestia wyprawienia wesela była tak istotna, że należało bezwzględnie wspomóc wszystkich, którzy zamierzali je urządzić, tym bardziej, jeśli nie byli zamożni. Uczta musiała być bogata, a żadnemu z gości nie mogło niczego zabraknąć, inaczej sprowadzało się złą wróżbę na nowożeńców. Dlatego też kładziono do worka tyle, by wystarczyło na wesele i zasiliło powstające gospodarstwo.
Co jadano na weselu słowiańskim?
Osobną do kwesty formą współuczestniczenia w organizacji wesela było przynoszenie potraw przez zaproszonych gości do domu państwa młodych. O ile kwesta miała tylko wspomóc organizację biesiady, a jej głównym celem było wyposażenie nowego gospodarstwa, o tyle produkty przyniesione do domu narzeczonej, wprost były przeznaczone na weselne stoły. Zwyczajowo przynoszono jajka, mąkę, kiełbasy, sery i gorzałkę. Jeśli ktoś nie miał czego dać, powinien przyjść choćby z bochenkiem chleba, bo wejście na wesele z pustymi rękami bardzo źle odbierano — jako formę żerowania na rodzinie nowożeńców. Każdy zatem przynosił według swoich możliwości finansowych, dostosowując ilość jedzenia do liczby osób z jego domu, która weźmie udział w uczcie. Warto wspomnieć, że ofiarowane dary, czy to podczas kwesty, czy na stoły, poza wyrazem pragmatycznym miały też funkcję rytualną. Świadczyły o składanym przez społeczność błogosławieństwie dla młodych. Jeśli stoły uginały się od jedzenia, była to dobra wróżba na obfite lata wspólnego życia dla nowożeńców.
Korowaj – dawny odpowiednik tortu weselnego
Szczególną formą weselnego daru był korowaj. Ciasto weselne mające magiczny charakter musiało być darem dla młodej od starościny, chrzestnej, lub bliskiej jej starszej kobiety, niebędącej jednak matką. Często młoda prosiła taką kobietę na korowajnicę, a ta jeśli się zgodziła, była zobowiązana upiec ciasto, które wystarczy na nakarmienie wszystkich biesiadników.
Korowaj to bardzo szczególny rodzaj ciasta, zawierający w sobie ogromną moc wróżebną i życzącą dla młodych. Nic więc dziwnego, że pieczono go z dotrzymaniem wszelkich rytuałów, a o wykonanie proszono zaufaną, szanowaną kobietę, która dobierała sobie do pracy pomocnice. Musiały one koniecznie być wybrane spośród kobiet zamężnych.
Pannom nie wolno było piec korowaja, ani nawet być przy procesie jego wykonywania.
Podobne tabu obejmowało mężczyzn. Weselne ciasto musiało zostać upieczone „bez chłopskiego oka”.
W czasie pieczenia wykonywano wiele rytualnych czynności, które zaklinały w cieście szczęście i dobrobyt. Śpiewano nawet specjalne pieśni korowajne, które miały zachęcić ciasto do wzrostu i „tańcowania”. Jeśli ciasto wyszło pulchne, równe i bez zakalca, wróżyło to dobrobyt młodej parze. Jednak biada, jeśli siadło lub się nie dopiekło, wówczas zły los był młodym gwarantowany. Korowaj musiał być tak duży, by zdołano go podzielić między wszystkich gości. Jeśliby korowaja zabrakło, byłby to wstyd dla młodych. Samo ciasto zdobiono symbolami mającymi wspomagać płodność – wykonanymi z ciasta ptaszkami, kłoskami czy kwiatami (jeśli chcesz wiedzieć więcej na temat obrzędowego pieczywa, zajrzyj tutaj: Chleb codzienny, magiczny i świąteczny).
Wesele jako integracja słowiańskiej społeczności
Poza darowaniem produktów spożywczych i pieczeniem korowaja społeczność uczestniczyła w każdym aspekcie przygotowań. Pożyczano więc do domu panny młodej stoły, krzesła oraz naczynia. Młodsze dziewczęta i dzieci stroiły chatę panny młodej i szykowały bibułki do końskich uzd. Mężczyźni zbijali podłogę, na której miały odbyć się tańce, a kobiety pomagały w kuchni. Zwykle do gotowania wybierano jedną lub kilka kucharek, które umiały dobrze przygotować jedzenie. Z czasem za taką usługę dawano im niewielką rekompensatę w postaci jedzenia, a bardzo rzadko pieniędzy.
Widzisz zatem, drogi czytelniku, że wesele nie było wymarzonym dniem wyłącznie pary młodej, robionym jej środkami i według jej uznania, jak to ma miejsce dzisiaj. Było to ogromne wydarzenie społeczne dotyczące całej wiejskiej wspólnoty, obejmującej zawsze wieś, a czasami nawet parafię, jeśli krewni młodych mieszkali w innych wsiach. Było to też wydarzenie sztywno obwarowane obyczajem, który wyznaczał słowa powitań, czy gesty podczas kolejnych etapów przygotowań i interakcji społecznych. Ściśle określone było nawet zachowanie młodych. Był to więc ogromny sakralno-społeczny spektakl, w którym każdy aktor doskonale znał swoją rolę.
Zapewne zastanawiasz się drogi czytelniku, czemu nie wspominam na razie o sukni, wianku i druhnach, które przecież są najbardziej widocznym symbolem wesela. Otóż te rzeczy zostawiłam, by uraczyć Cię nimi w historii o wieczorze dziewiczym – na którą już teraz zapraszam.
Autorka artykułu: Agnieszka Podemska (Gromada Jawor & Stowarzyszenie Podkoziołek)
Korekta: Adrianna Patela
Redakcja: Karolina Lisek
W ramach iSAP – Słowiańska Agencja Prasowa