Ładowanie

Lany poniedziałek po słowiańsku. Śmigus-dyngus

Lany poniedziałek po słowiańsku. Śmigus-dyngus

Słusznie minioną epokę, w której należałoby tłumaczyć czytelnikowi na wstępie, że większość polskich zwyczajów i tradycji ma rodowód przedchrześcijański mamy już na szczęście za sobą. Dziś już powszechnie wiadomo, że większość symboli i praktyk wywodzi się z przedchrześcijańskiej religii Słowian, jedynie z wierzchu będąc przypudrowane teologią katolicką. Obok tego są też święta, które nie poddały się nigdy inkulturacji, ale przez to z czasem przekształciły się w świecką zabawę, pozbawioną duchowej głębi. Przykładem takiego święta może być śmigus-dyngus, zwany też lanym poniedziałkiem

[iSAP: Słowiańskie symbole na pisankach Serbołużyczan]

Pierwsze wzmianki o zwyczajach śmigusowo-dyngusowych w Polsce pochodzą z XV wieku, z ustaw synodu diecezji poznańskiej z 1420 roku. W dokumencie czytamy:

„Zabraniajcie, aby w drugie i trzecie święto wielkanocne mężczyźni kobiet a kobiety mężczyzn nie ważyli się napastować o jaja i inne podarunki, co pospolicie się nazywa dyngować (…), ani do wody ciągnąć, bo swawole i dręczenia takie nie odbywają się bez grzechu śmiertelnego i obrazy imienia Boskiego”.[1] 

Jest to najstarsza wzmianka o śmigusie-dyngusie pochodząca z obszarów współczesnej Polski, ale nie najstarsza wzmianka o zwyczajach tego typu w ogóle. Z XI stulecia pochodzi zapis Burcharda z Wormacji – biskupa rządzącego diecezją z początkiem jedenastego wieku – w której kaznodzieja opisał lokalny rytuał przywołania deszczu, polegający na wybraniu spośród tłumu dziewczynki i zaprowadzeniu jej nad brzeg rzeki, gdzie uczestnicy następnie spryskiwali ją wodą przy pomocy drewnianych witek.[2] Germański rytuał opisany przez Burcharda bardzo przypomina południowosłowiański obrzęd Dodoli albo Perperudy, o których dalej. 

śmigus dyngus smingus

Zbieranie bazi. Domena publiczna.

Wracając na ziemie Polskie, jako ciekawostkę można podać fakt że anonimowy autor dzieła pt. „Postępek prawa czartowskiego przeciw narodowi ludzkiemu” z 1570 roku, obok (w jego przekonaniu, istot demonicznych) imieniem Marzanna, Dziewanna lub Jędza, wymienia „demona” imieniem… Dyngus.[3] Kolejna ciekawa wzmianka o omawianym zwyczaju pochodzi z XVIII wieku autorstwa Jędrzeja Kitowicza, historyka i pamiętnikarza przełomu baroku i oświecenia, który opisując zwyczaje chłopskie za panowania Augusta III, pisał: 

„Parobcy zaś po wsiach łapali dziewki (które się w ten dzień, jak mogły, kryły), złapaną zawlekali do stawu albo do rzeki i tam wziąwszy za nogi i ręce wrzucili, albo też włożywszy w koryto przy studni lali wodą poty, póki się im podobało. Po ulicach zaś w miastach i wsiach młodzież obojej płci czatowała z sikawkami i garnkami z wodą na przechodzących; i nieraz chcąc dziewka oblać jakiego gargasa, albo chłopiec dziewczynę, oblał inną jaką osobę, słuszną i nieznajomą, czasem księdza, starca poważnego lub starą babę. Kobiety wiedzące, iż im mężczyźni mogą sto razy lepiej oddać, nigdy dyngusu nie zaczynały i rade były, gdy się bez niego obejść mogły; ale zaczepione od mężczyzn, podług możności oddawały za swoje”.[4] 

Bałkański rytuał Dodoli

Zwyczaje przywoływania deszczu należą do najstarszych zwyczajów związanych z kultem płodności. Są one znane wielu narodom pod różnymi nazwami. Na całej słowiańszczyźnie obrzędy tego typu odbywały się wiosną, w okolicach majowych Zielonych Świątek. W tradycji bałkańskiej należą do nich niewątpliwie, ściśle ze sobą spokrewnione, obrzędy: w Bułgarii i Macedonii (Peperuna, Peperuga, Pemperuga, Perperuna, Preperuna itp.), Serbii (Dodola i pokrewne: Dudula, Dodulitsa, Dodolash, Goygole, Vajdodule itp.), Chorwacji (Barbarusa, Pepeluše), Rumunii i Mołdawii (Paparuda, Păpăluga) Bardzo podobny obrzęd znany był również w Grecji i Albanii. 

[iSAP:  Pisanka – magiczna rola jajka w obrzędowościach i rytuałach]

Uczestniczące w serbskim rytuale dziewczęta (dòdole, dòdolki, dòdolice) przechodziły przez wieś, od domu do domu, śpiewając i wykonując magiczny taniec mający na celu wywołanie deszczu. Warunek wzięcia udziału w opisywanym obrzędzie stanowiło dziewictwo uczestniczek, dlatego też wybierano młodsze, w wieku 5-10 lat. Jedną spośród siebie wybierały na dödolę (dòdolkę), sierotę (bez matki) albo urodzoną po śmierci ojca (posmrče).

Dòdole szły przez wieś bose, ubrane w starą i zniszczoną odzież, a na głowach miały wieńce z trawy, zbóż, winorośli i owoców. Według starszych przekazów dòdola rozbierała się do halki i cała okrywała trawą i kwiatami. Pochód zaczynała główna dòdola, która zatrzymywała się przed każdym domem i tańczyła, natomiast reszta dziewcząt śpiewała pieśń z charakterystycznym, pojawiającym się we wszystkich jej wariantach refrenem: „Udri kišo, sitna roso, Ej dodo, ej, dodole!” [5]

Bułgarski obrzęd wiosenny „peperuda lyada”

U Bułgarów można było zaobserwować bardzo podobny rytuał, które nosił nazwę Peperuda lyada odbywający się w podobnym czasie co serbski obrzęd Dodoli. Przed samym rytuałem kilka nastoletnich dziewcząt spotykało się w jednym miejscu, aby wybrać spośród siebie „peperudę”. Zwykle rola ta przypadała jakiejś wiejskiej sierocie. Najważniejszymi punktami w bułgarskim obrzędzie Perperudy były: ozdobienie perperudy kwiatami i ziołami, wykonanie magicznej pieśni mającej na celu wywołanie deszczu, oblewanie wodą, wróżenie o przyszłych żniwach (plonach) oraz na samo zakończenie – biesiada. W Suworowie nie tylko główna pipiruda prowadząca orszak, ale wszystkie uczestniczki ceremonii (malki pipirudi) były ozdabiane ziołami i kwiatami. 

W niektórych wsiach położonych w Gaugazji sierota przewodząca orszakowi nazywana była „panną młodą”. „Oblubienicę” ozdabiano zielenią: spódnicę „szyto” z liści szczawiu, a na jej głowę nakładano wieniec, również z liści. W Vulcănești suknia dziewczyny była wykonywana z łopianu (kalabak), stąd nazwa dziewczyny przewodzącej ceremonią – kalabaklı (dosł. „łopianka”). W Ceadîr-Lunga znajdującym się w południowej Mołdawii „panna młoda” nosiła wieniec z ziół, popularnie zwany pipiruda otu (dosł. trawa peperudy), w dłoniach zaś trzymała dwa ogromne liście. 

 Śmigus dyngus śmingus

Ilustracja z Encyklopedii staropolskiej ilustrowanej Zygmunta Glogera przedstawiająca śmigus. Domena publiczna.

Istotnym elementem obrzędu było oblewanie uczestników wodą. U Gagauzów w większości wiosek gospodyni domu oblała wodą wszystkich uczestników, w Kotlovynie natomiast, po wykonaniu rytualnego tańca, jeden z uczestników ceremonii, nazywany „kapłanem” (popaz), z miedzianego naczynia i przy pomocy gałązki bazylii kropił wodą święconą święty kąt domostwa, w którym znajdowała się ikona.

Dziewczyny otrzymywały od gospodyń zazwyczaj mąkę, jajka, masło, ser oraz drobne monety. Dodać trzeba, że potrzeba noszenia od domu do domu strawy i różnych naczyń była wymagana, gdyż gospodynie w trakcie obrzędu rozbijały o brzeg owego naczynia przyniesione im jajka, następnie rzucały skorupki na drogę i wypowiadały zaklęcia na podobę: „aby grad nie połamał upraw”, „aby grad nie pobił chleba” etc. Następnie z zebranych w ten sposób produktów dziewczęta wypiekały chleb i przygotowywały różne potrawy, po czym wyprawiały sutą ucztę na świeżym powietrzu, na którą zapraszały wszystkich napotkanych przechodniów.[6]

Wschodniosłowiański pogrzeb kukułki

Na obszarze południowo-zachodniej Rosji do niedawna można było obserwować przeżytki archaicznego rytuału wiosenno-letniego zwanego Pogrzebem kukułki. W czasie obrzędu niezamężne dziewczęta wykonywały kukłę młodej dziewczyny (w rejonie ludynowskim była to szmaciana lalka oparta na rozwidlonej gałązce brzozy, czasem olchy), którą następnie wyprowadzały poza granice wsi, po czym umieszczały na gałęzi brzozy lub grzebały w trumnie, odprawiając jej w ten sposób symboliczny pogrzeb. Niektórzy opowiadali, że poprzez opisywany rytuał uczestniczki „wydają dziewczynę za mąż”.[7]

W czasie grzebania w ziemi kukły lub zawieszania jej na gałęzi odbywała się najważniejsza część rytuału, tzw. кумление (powinowactwo). Polegało ono na tym, że dziewczęta splatały gałązki wspomnianego drzewa, tańczą w korowodzie, śpiewając przy tym stosowne pieśni, w których zwracały się do głównej bohaterki obrzędu, a następnie całowały się i spożywały wspólny posiłek (поели лепешек – zjadanie ciastka). Wszystko kończyła jedna z magicznych technik wywoływania deszczu – czyli kąpiel w rzece – połączona z najbardziej rozpowszechnionym sposobem wróżenia, polegającym na puszczaniu wianków na wodę.[8]

Ostatnim etapem uroczystości było upamiętnienie, a w niektórych miejscach uroczyste wykopanie kukułki tydzień po Trójcy Świętej w towarzystwie rytualnych pieśni przeznaczonych specjalnie na tę okazję. Wszyscy zebrani wówczas na obrzędzie – zarówno chłopcy, jak i dziewczęta – siadali przy jednym stole do wspólnej biesiady, gdzie obowiązkowym rytualnym posiłkiem były jajka (jajecznica).[9]

Symbolika wody i wierzbowych witek

Zarówno woda, jak i wierzba, z której pochodzą witki służące do smagania dziewcząt mają w kulturze Słowian symbolikę mocno ambiwalentną. Woda w zależności od kontekstu mogła zmieniać swoją semantykę i raz być postrzegana jako żywioł pozytywny, życiodajny i oczyszczający, innym razem jako żywioł naznaczony śmiercią, stanowiący siedlisko różnych istot demonicznych. Generalnie woda nie była dla ludzi bezpieczna i oswojona przez większość roku.[10] Starzy ludzie z okolic Rozwadowa jeszcze po dziś dzień przestrzegają młodzież i dzieci przed kąpielami w rzekach, jeziorach i stawach przed 24 czerwca, czyli dniem św. Jana. Ich zdaniem kąpiel przed tym terminem jest bardzo niebezpieczna: „można się było łatwo utopić”, nabawić różnych chorób lub „kąpiący mógł być pokąsany przez wodnego gada”.[11]

lany poniedziałek Śmigus dyngus śmingus

Michał Elwiro Andriolli, Dyngus, 1882. Domena publiczna.

Równocześnie moment pojawienia się demonów w zbiornikach wodnych był idealnym czasem dla różnego rodzaju praktyk związanych z magią płodności. Wierzono, że rusałki, które wychodzą na wiosnę z jezior, stawów i rzek, wywierają wpływ na życie wegetacyjne, bo na miejscach ich pląsów i tańców trawa rośnie gęsta, a zboże rodzi obficie. Woda- siedlisko rusałek, również w tym czasie kwitnie, co tylko utwierdzać może w przekonaniu, że poprzez metonimiczny związek z żeńskimi istotami demonicznymi, tak jak one emanuje w tym czasie energią płodności. Być może dlatego właśnie mistrzynią ceremonii na Bałkanach stawała się nieletnia sierota, co w oczywisty sposób wiązało ją z zaświatami. Wyrazem tego związku są często spotykane relacjach, których tematem przewodnim są powroty z zaświatów zmarłych do żyjących dziatek. 

Drugim nieodzownym rekwizytem śmigusa-dyngusa są wierzbowe witki. Młoda wierzba w polskiej kulturze ludowej kojarzy się z płodnością i kobiecością. W Polsce i Litwie opowiadano przykładowo legendę o kobiecie, która szczególną obdarzona będąc płodnością, z rąk, głowy i nóg wydawała dzieci. Matka Ziemia, pozazdrościwszy jej tej płodności, zmieniła ją w wierzbę.[12] Młodym gałęziom, podobnie jak kotkom wierzbowym, przypisywano właściwości apotropeiczne: miały chronić przed burzą, błyskawicami, gradem, urokami, czarami, chorobami i wszelkim nieszczęściem. Zalecano spożywanie kotków wierzbowych, np. w bólach zęba, gardła i chorobie płuc. Stara wierzba, odwrotnie niż młoda,  kojarzona była z mocami nieczystymi, najczęściej z demonami, czarownicami i diabłami. Z tego powodu diabła nazywano Rokitą albo Panem Wierzbickim.[13] W zależności od tego, czy mamy na myśli „wierzbę-matkę” czy „wierzbę-staruchę”, semantyka drzewa będzie inna. 

Podsumowanie 

Podsumowując zebrany materiał źródłowy, wydaje się oczywiste, że śmigus-dyngus znany z obszarów współczesnej Polski oraz zwyczaje z nim związane, takie jak polewanie się wodą oraz okładanie się wzajemnie wierzbowymi witkami, mają bardzo archaiczną proweniencję. To, co wyróżnia obszar Polski względem południowych i wschodnich obszarów Słowiańszczyzny, to brak głównego aktora obrzędu w postaci młodej dziewczyny (Bałkany) albo kukły (południowo-wschodnia Rosja). W zamian nigdzie indziej lud nie zna zwyczaju topienia Marzanny, jak tylko w Polsce i szczątkowo na obszarach przyległych (np. Litwa). 

Należałoby się zastanowić, czy nie stało się tak za sprawą późnego synkretyzmu wierzeniowego oraz degeneracji pierwotnych obyczajów, i czy tak naprawdę nie mamy do czynienia z jednym, dużym cyklem świąt wiosennych bardzo rozciągniętym w czasie. Uchwycenie wewnętrznych relacji Marzanny, Dodoli, Perperudy i Jaskółki wymaga moim zdaniem dalszych analiz semiotyczno-strukturalnych. Nie ulega wątpliwości, że u podstawy Lanego Poniedziałku leży magia płodności oraz magia miłości. Na poziomie wspólnoty celem obrzędu było przywołanie deszczu, co współgra z płodnościową symbolikę święta. W Rosji obrzęd miał dodatkowo funkcję inicjacyjną dla młodych dziewcząt. Według Mircei Eliadego „od najdawniejszych czasów jedna i ta sama symbolika obejmuje księżyc, deszcz, płodność kobiet i zwierząt, roślinność, pośmiertny los człowieka oraz obrzędy wtajemniczenia”.[14]

Autor artykułu: Patryk Paterek
Korekta: Ewa Mszczuja Jabłońska
W ramach iSAP – Słowiańska Agencja Prasowa

Bibliografia