Ładowanie

Słowiańskie boginie ziół – czy mogą skrzywdzić?

słowiańskie boginie ziół

Słowiańskie boginie ziół – czy mogą skrzywdzić?

W przypływie dobrego humoru, który niespodziewanie napadł mnie, gdy czekałam w kolejce do kasy w jednym z osiedlowych marketów, dostrzegłam na półce tę książkę i postanowiłam ją kupić. Trudno powiedzieć, co mną kierowało – być może dobry humor nie jest naturalnym stanem mojego organizmu i podświadomie chciałam go sobie pogorszyć.

[iSAP: Kilka świetnych opracowań z zakresu zielarstwa, etnobotaniki i nie tylko]

Tytuł: Słowiańskie Boginie Ziół
Autor: Joanna Laprus
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2021
Okładka: miękka

Nie będę ukrywać, że zasugerowałam się pewnymi stereotypami i nie oczekiwałam zbyt wiele po tej pozycji. Możliwe również, że mój próg bólu został już przesunięty przez wielokrotne próby, które dokonywałam czytając inne pozycje, np. „Słowiańską wiedźmę”. Na szczęście z pomocą przyszedł mi „koktajl żercy”, który postawił mnie na nogi (pozdrawiam wtajemniczonych). Być może dzięki temu oceniam „Słowiańskie Boginie ziół” lepiej, niż na to zasługują.

Technicznie na błysk

Przepiękna okładka przykuwa wzrok  i nie ukrywam, że to ona zachęciła mnie do sięgnięcia po „Słowiańskie Boginie ziół” Joanny Laprus. Wnętrze książki wzbogacone jest o czarno-białe grafiki przedstawiające rośliny (pochodzące najprawdopodobniej z domeny publicznej, gdyż różnią się stylem wykonania) oraz ładne grafiki z boginiami: Marzanną, Mokoszą, Dziewanną.

Redakcyjnie książka również jest bez zarzutu. Czyta się ją płynnie. To niewątpliwie zasługa nie tylko redaktor prowadzącej, ale przede wszystkim autorki, która notabene jest redaktorem naczelnym wydawnictwa Świat Książki.

Zastanawia mnie tylko decyzja korektorska, aby nie odmieniać przez przypadki imienia Mokosz. W efekcie otrzymujemy, na przykład, takie zdanie:

Nie istniało życie bez Mokosz, bo Mokosz była życiem.

Teoretycznie imiona obce niezakończone na „-a” nie odmieniają się, jednak czy faktycznie jest to imię obce? Poza tym imię Mokosz przyjęło się odmieniać i jest to powszechne zjawisko nawet w książkach takich autorów jak Moszyński czy Szyjewski.

Słowiańskie boginie ziół a merytoryczność

Zioła

Poza wstępem i bibliografią „Słowiańskie Boginie ziół” są podzielone na trzy części: część poświęconą Dziewannie, Mokoszy i Marzannie. Każdy z tych fragmentów zawiera opis boginii oraz przypisane jej zioła.

[iSAP: Pokrzyk- brat mandragory i zabójczy kosmetyk]

Na chwilę zapomnijmy o boginiach… W opisach ziół autorka polega na etnobotanicznych opracowaniach, np. „Słowniku stereotypów i symboli ludowych”, historycznych takich jak „Zielnik herbarzem…” autorstwa Szymona Syreńskiego, a także na opracowaniach fitochemicznych, np. z lat 80-tych. Wśród nich pojawiają się również strony internetowe, do których przejdę w dalszej części recenzji. O źródłach użytych do napisania tej pozycji również jeszcze wam opowiem.

Opisy zielarskie są bardziej historyczno-ciekawostkowe niż użytkowe (brak wyszczególnionych informacji o zbieraniu, przechowywaniu, przeciwwskazaniach). Dlatego razi mnie, kiedy pani Joanna w bardzo swobodny sposób miesza dawne zastosowania ziół ze współczesnymi, pisząc czasami o nich tak, jakby były nadal aktualne i poprawne. Wymienia zastosowania medyczne podając przepisy, nie wspominając o przeciwwskazaniach lub środkach ostrożności.

[iSAP: Mandragora – tajemnicza roślina i składnik maści czarownic]

Zawsze kieruję się zasadą przede wszystkim nie szkodzić i tego oczekuję od książek, które starają się osiągnąć miano zielarskich – najpierw ostrzegać, potem zachęcać.

Zachęcanie wychodzi autorce bardzo sprawnie, nie wiem jednak, komu mogłabym dedykować tę publikację; dla osoby obeznanej z tematem może być zbyt powierzchowna, a dla kogoś zaczynającego interesować się zielarstwem – niebezpieczna.

Słowiańskie boginie – czy na pewno?

Przejdźmy wreszcie do opisu bogiń. Pani Joanna dokonała w niektórych miejscach nadinterpretacji lub sama dała się zmanipulować bezrefleksyjnie przepisując informacje z dostępnych źródeł (selekcjonowanych, jak sie wydaje, za pomocą rzutu kostki). 

[iSAP: 5 największych mitów dotyczących polowań na czarownice]

Sądzę, że znam powód tego literackiego niepowodzenia. Pani Joanna Laprus wyrosła w przekonaniu (wiccańskiego podziału) na trzy boginie – w tym przypadku słowiańską Marzannę, Dziewannę i Mokosz. Usilnie starała się dopasować do nich odpowiednie atrybuty, zapominając jednocześnie o tym, że źródła nie są jednoznaczne, a wierzenia Słowian nie są czarno-białe. 

W taką pułapkę wpaść może każdy z nas – wiążemy się emocjonalnie ze swoimi przekonaniami, przez co ciężko jest nam je zmienić. Podświadomie odrzucamy fakty, które są dla nas niewygodne i nie przystają do naszej wizji świata.Z pomocą niestety nie przyszła również logika, bo gdyby jej zasady były zastosowane, prawdopodobnie pani Joanna nie powoływałaby się na autorów produkujących wątpliwej jakości treści.

Źródła losowane rzutem kostki?

To dla mnie niezwykle ciekawe doświadczenie, ponieważ obok twórczości Szyjewskiego i Moszyńskiego pojawiła się również Słowiańska Agencja Prasowa z artykułem na temat Rodzanic [iSAP: Rodzanice], a także inne blogi kolegów i koleżanek po fachu (slowianskamoc.blogspot.com, slawoslaw.pl, slowianskibestiariusz.pl). 

[iSAP: Magia i procesy o czary w staropolskim Lublinie, czyli strach i zawiść w rękach władzy]

Jako redaktorce naczelnej iSAP- jest mi niezwykle miło, że docieramy do coraz szerszego grona odbiorców, z drugiej jednak strony… Czy komplementem jest przeplatanie nas z twórczością pana Białczyńskiego lub wiaraprzyrodzona.wordpress.com?

Nie chcąc być oskarżoną o powierzchowną weryfikację, poszłam za mądrością mojego dziadka.

 „I kura potrafi od czasu czasu coś mądrego powiedzieć”.

Sprawdziłam, czy tym razem w. w. autorom udało się stworzyć coś sensownego. Być może autorka przytoczyła ich, bo przez przypadek podali rzetelne treści? 

Jeżeli jesteście ciekawi moich rezultatów detektywistycznych… Nie, nie udało im się i tym razem.

Pan Białczyński  odpłynął w hierarchizowaniu Dziewanny na kategorie, które sam stworzył. [1]

Screen fragmentu strony internetowej bialczynski.pl, prawo cytatu. [1]

Wiara przyrodzona chyba była dla niego inspiracją, bo sądząc po datach ten pierwszy opublikował swój artykuł później, a pod względem koncepcji oba teksty są bardzo do siebie podobne: szufladkują i bezrefleksyjnie przyporządkowują różne elementy boginiom. [2]

Screen fragmentu strony internetowej wiaraprzyrodzona.wordpress.com, prawo cytatu. [3]

Zajrzałam jeszcze na stronę wskazanego przez autorkę książki Dziennika Polskiego 24 [4], gdzie artykuł nie został wzbogacony o literaturę, a o wesołą twórczość autora. Owszem, w kilku miejscach pojawia się odwołanie do źródeł, ale skąd ostatecznie autor czerpał informacje o „wierzeniach starosłowiańskich” – nie jestem pewna, a każda wątpliwość rodzi pole do domysłów.

Gdy sprawdzałam wymieniony przez autorkę artykuł zamieszczony na stronie Przekroj.pl, nieomal dostałam zawału. Chcąc upewnić się, czy pod artykułem widnieje bibliografia, przeszłam na dół strony, gdzie zobaczyłam podpis „Czesław Białczyński”. [5]

Być miłą czy szczerą?

Jest pewien plus związany ze źródłami w tej książce – przypisy są wykonane starannie, tzn. widać jak na dłoni, z jakich materiałów autorka korzystała przy tworzeniu swojego magnum opus.

Dlatego sądzę, że użycie treści kontrowersyjnych twórców nie było podyktowane chęcią podkoloryzowania historii z premedytacją, a wynikało z braku wiedzy i obycia w środowisku słowianolubów.

Prawdopodobnie pani Joanna Laprus zachłysnęła się pięknym światem Słowian i zamiast odczekać, aż to zauroczenie nieco wygaśnie, robiąc miejsce na dojrzałą miłość, zaczęła pisać książkę.

Kiedy rozpoczyna się swoją przygodę ze słowiańszczyzną, zaczyna budować się w mózgu sieć połączeń między zdobytymi informacjami. Dlatego tak trudno przekonać osoby „turbo” do zmiany opinii, bo mózg w argumentowaniu odwołuje się do tego, co już zna, czyli do nierzetelnych informacji. Do tego dochodzi zjawisko, o którym już wspominałam – przywiązanie emocjonalne, a to rodzi przekonania, które nijak mają się do oceny naukowej.

W szkołach nie jest powszechna edukacja na temat weryfikowania informacji, a powinna być, bo wypadałoby umieć przesiewać ziarno od plew. Wiele osób sądzi, że jeśli słowo zostało zapisane – prezentuje prawdę.
Często spotykam się również z argumentem „Przecież nauka jest głupia, bo ciągle zmienia zdanie. Niegdyś masło było niezdrowe, teraz znowu jest zalecane… Co naukowcy wymyślą za 10 lat?”. Tak właśnie działa nauka, potrafi przyznać się do błędu, zmienić sposób badań, rozszerzyć je i wzbogacić.

Autor artykułu: Karolina Lisek
Korekta: Adrianna Aminae Janusz
W ramach iSAP – Słowiańska Agencja Prasowa
CC BY-SA 3.0

Literatura uzupełniająca